“Czarny staw” – Robert Ziębiński. 

Motyw dzieciaków walczących ze złem czy generalnie przeżywających przygody z domieszką nadnaturalności i grozy, to motyw znany i ograny w popkulturze dość mocno. Nie znaczy to, że nie ma ludzi, którzy przeczytają/obejrzą/wysłuchają kolejnej takiej historii, jak tylko pojawi się ona na horyzoncie. Oczywiście, że tacy są i sam z dumą się do nich zaliczam! 

“Goonies”, “TO”, “Stranger Things”, “Letnia noc”, “Opowieści z Narnii” czy nawet “Kroniki Spiderwick” – wszystkie te dzieła łączą te same składowe: grupka dzieci, z których każde ma swoje problemy, tajemnica do rozwikłania i zło, czyhające na ich potknięcia. Nie inaczej jest w “Czarnym stawie” Roberta Ziębińskiego, w którym to Kamil, Akira, Długi i Niedźwiedź uporać się muszą z potężnym mrocznym bytem, żerującym od wielu lat na mieszkańcach ich miasteczka i powodującym kolejne brutalne i krwawe śmierci.  

Głównym bohaterem i jednocześnie narratorem tej historii jest Kamil, który przeprowadza się wraz z mamą do tytułowego Czarnego Stawu, gdzie od zawsze mieszka jego babcia i w którym mama się wychowywała, zanim wyruszyła w wielki świat, czyli do Warszawy. Samo miasteczko jest wręcz wymarzonym miejscem do życia – niewielkie i sielskie, otoczone wzgórzami i lasami Jury Krakowsko-Częstochowskiej. Z pozoru ciche i spokojne, kryje jednak dawne tajemnice będące spoiwem i pokarmem dla czegoś przedwiecznego, co czai się, kusi, namawia i mami. Kamil nie ma łatwego wejścia w dorosłość, rodzice się rozstali, a on sam musi zmienić otoczenie, zostawić przyjaciół i znane bezpieczne miejsca, aby rozpocząć nowe życie kilkaset kilometrów dalej. Na szczęście bardzo szybko okazuje się, że może nie będzie tak źle. Paczka znajomych, poznanych już na samym początku pobytu, daje szansę na powiew normalności i ciekawe przygody. Jeśli dodamy do tego, że większość mieszkańców, łącznie z jego własną babcią ma sporo tajemnic sięgających dekad wstecz – zaczyna robić się ciekawie.  

Czarny Staw także nie pozostaje obojętny na nowego członka społeczności i akcja rusza z kopyta. Podczas lektury miałem nieodparte wrażenie, że czytam kolejny tomik “Przygód trzech detektywów”, którymi zaczytywałem się jako małolat i od razu jakoś cieplej zrobiło mi się na duszy, bo uwielbiam konwencję detektywistyczno-paranormalną.  

Nasi młodzi bohaterowie pod wpływem kolejnych tajemniczych zaginięć i coraz mocniej przypominającej o sobie przeszłości, postanawiają rozwikłać zagadkę znajdującego się w ich miejscowości zbiornika wodnego o czarnej jak smoła wodzie, która wydaje się być w najlepszym wypadku toksyczna, ewentualnie zamieszkana przez hordę bestii o pazurach i zębiskach ostrych jak skalpele. Wszyscy topielcy bowiem, po wyłowieniu z mrocznej toni, nie do końca wyglądają tak, jak utopiona osoba powinna wyglądać.. 

Mimo że cała opowieść jest stosunkowo krótka, to dowiadujemy się sporo o wszystkich młodych aktorach tego spektaklu, a także dostajemy sporą dawkę historii i przeszłości wielu rodzin, które Czarny Staw zamieszkują od pokoleń. A nie jest to bez znaczenia dla legend i tajemnic, które miasto skrywa. Losy poszczególnych mieszkańców mocno się ze sobą przeplatają i splatają powodując, że nasi młodzi detektywi stają przed zadaniem trudnym i wymagającym. Powoli odkrywając kolejne przypadki śmierci i grzebiąc w przeszłości, dochodzą do zaskakujących i przerażających wniosków à propos tego, co może skrywać morderczy zbiornik wodny. 

Robert Ziębiński zaplanował aż cztery tomy historii związanych z “Czarnym Stawem”, a do tej pory ukazały się już dwie. Z kronikarskiego obowiązku dodam, że “Czarny Staw” wydany przez wydawnictwo Mięta, to druga wersja tego tekstu, wzbogacona o ważną postać i około ¼ dłuższa od pierwowzoru. Drugi tom – “Wiłę” miałem już także okazję przeczytać i zrecenzować i bardzo jestem ciekaw kolejnych przygód dzielnych nastolatków.  

To, czego mi brakowało w pierwszym tomie tej tetralogii, to nieco większa ilość akcji i mroku, aczkolwiek zdaję sobie sprawę z faktu, że historie te przeznaczone są dla nieco młodszych czytelników, autor nie mógł więc kolokwialnie mówiąc “przegiąć pały” z brutalnymi i niepokojącymi opisami. Samo rozwiązanie tajemnicy, do której zmierzamy od początku lektury “Czarnego Stawu” również wydaje mi się warte rozbudowania. Dzieciakom dość łatwo udaje się dojść do tego co się właściwie dzieje i jak temu zaradzić, a sama finalna potyczka jest krótka i mało efektowna, moim zdaniem. 

Niemniej “Czarny Staw” czyta się dobrze i szybko. Spokojnie dacie sobie z nim radę za jednym posiedzeniem, tym bardziej że akcja i historia owianego tajemnicami stawu bardzo wciąga i nie puszcza od pierwszej aż do ostatniej strony. Powieść ma dobrą dynamikę i co prawda nie jest to poziom Simmonsa czy Kinga, gdzie dostajemy zdecydowanie bardziej rozpisane i wręcz trójwymiarowe historie o walce ze złem, “Czarny staw” ma potencjał i jeśli autor dobrze to rozegra i nie zerwie sznurka łączącego go z czytelnikami jakimś banałem czy naprawdę oklepanym schematem, ma szansę na dobre przyjęcie kolejnych części i może zyskać pewność, iż gościć wokół Czarnego Stawu będzie coraz więcej ciekawskich i żądnych przygód młodych, a może nie tylko, czytelników.