O tym, że literatura potrafi porywać tłumy i kreować naszą rzeczywistość wszyscy wiemy. Niezliczona ilość tytułów, światów, postaci, wydarzeń i zwrotów akcji wielokrotnie przypadła każdemu z nas w udziale, tworząc wspomnienia, generując dyskusje i wprowadzając do naszego życia koloryt lub wręcz odwrotnie, odbierając go.
Wszyscy mamy swoich ulubionych autorów, bohaterów, krainy czy całe uniwersa, do których chętnie wracamy i których kontynuacji nie możemy się doczekać. Pisarze, to pewnego rodzaju magicy, potrafią bowiem dotrzeć do naszych umysłów i z niezwykłą plastycznością oraz zapamiętaniem tworzyć w nich swoje wizje i ziszczać marzenia. Ci najwięksi pisarze, ponadczasowi, których dzieła od dziesiątek lub setek lat tworzą kanon i zbierają pochlebne recenzje od kolejnych pokoleń czytelników, potrafią chyba jeszcze więcej… może poznali tajemnicę jak przerwać cienką błonę łączącą światy? Może potrafią zerkać za kotarę rzeczywistości i realizmu, aby tam podpatrywać zupełnie inne zachowania i miejsca, przerabiając je potem w głowie i przenosząc na nasz ziemski grunt?
Są bowiem pisarze i PISARZE. Ci pierwsi wybuchają intensywnym, ale krótkotrwałym światłem, szybko gasnąc. Ci drudzy, potrafią wykrzesać ogień, który pali się długie lata i przyciąga rzesze wygłodniałych nowych historii fanów. Takim właśnie autorem z całą pewnością był Wilson Taylor, któremu trzynastotomowa seria o młodym czarodzieju i jego przyjaciołach przysporzyła niebywałej sławy, a co za tym idzie także pieniędzy i władzy (swoją drogą – jakim cudem J.K. Rowling nie zrobiła jeszcze w mediach z tego powodu tsunami, to nie wiem…). Niespodziewanie w dniu premiery ostatniej części porywających przygód Tommy’ego Taylora, ich twórca znika bez śladu, powodując konsternację całego literackiego świata, a także szok i niedowierzanie u swego jedynego syna – Toma, będącego jego jedynym spadkobiercą i jednocześnie pierwowzorem głównego bohatera powieści. I tu tak naprawdę zaczyna się koszmar młodego chłopaka, który musi zmierzyć się nie tylko z utratą ojca, ale także potężną sławą Tommy’ego, nierozerwalnie splecioną z jego życiem.
Pewnego dnia, na jednym z licznych spotkań z fanami podczas Festiwalu Fantastyki w Londynie, jedna z obecnych na sali kobiet stawia tezę, jakoby Tom wcale nie był synem Wilsona, a jedynie sprytnym cwaniakiem, który się pod niego podszył. Rusza lawina przedziwnych sytuacji i zdarzeń, a nasz bohater zostaje wrzucony w sam jej środek, próbując udowodnić całemu światu, a z czasem także sobie, że to wierutne kłamstwo i manipulacja. Ale czy na pewno? Wraz z kolejnymi stronami pierwszego tomu “Niepisanego” nie tylko Tom, ale i czytelnicy wielokrotnie wystawieni zostaną na sytuacje, w których ciężko stwierdzić co jest prawdą a co fikcją, kto jest przyjacielem a kto wrogiem i czy to, co myślimy, że przeżyliśmy, faktycznie naprawdę miało miejsce…
Dręczony niepewnością i sfrustrowany losem Tom zaczyna prywatne śledztwo na temat swojego prawdziwego “ja” i dziedzictwa, które przypadło mu w udziale (chociaż niekoniecznie w ogóle chciał, aby tak było) i udaje się do tajemniczego miejsca w Szwajcarii, gdzie mieszkał jako mały chłopiec i gdzie ulokowało się najwięcej wspomnień związanych z jego ojcem i tym, co tworzył. Mowa tu o willi Diodati, która od lat przyciągała i przyciąga zarówno autorów, jak i tych, którzy do tego grona dopiero aspirują. Tom liczy na to, że znajdzie tam jakiś trop lub chociaż wpadnie na pomysł, co mogło stać się z Wilsonem i dlaczego jego życie tak bardzo się komplikuje. Chłopak nie zdaje sobie jednak sprawy z tego, że każdy jego ruch jest bacznie obserwowany nie tylko przez sprzymierzeńców, ale przede wszystkim przez tajemnicze Bractwo, którego leciwe macki sięgają niezwykle głęboko i daleko w odmęty społeczeństw, a “niemożliwe” lub “niewykonalne” praktycznie nie istnieje.
Od momentu przestąpienia przez młodego Taylora progu willi wszystko się zmienia, akcja rusza wartko i krwawo, a pętla dotąd luźno leżąca na barkach chłopaka, zaczyna się powoli i nieubłaganie zacieśniać i zbliżać do jego szyi. Twardo stąpający po ziemi Tom będzie musiał zweryfikować swoje podejście do życia i to w co do tej pory wierzył, bo spotka się z całą masą przedziwnych i niezrozumiałych dla siebie sytuacji i wydarzeń, postaci z książek jego ojca zaczną materializować się u jego boku z niekoniecznie dobrymi zamiarami, a ilość nierozwiązanych zagadek, zamiast się zmniejszać, zacznie szybko i systematycznie rosnąć, powodując coraz większy stres i mieszając naszemu bohaterowi w głowie. Czy sobie z tym wszystkim poradzi? Być może, chociaż z pewnością nie będzie lekko.
Mike Carey, scenarzysta doskonale znany fanom komiksu ze swojego niemałego wkładu w uniwersa Hellblazera czy Lucyfera, tym razem odpuszcza nieco klimaty stricte grozowe i snuje, na spółkę z Peterem Grossem, zagmatwaną i kompletnie poplątaną historię o poszukiwaniu prawdy, jednocześnie oddając hołd zarówno samej literaturze, jak i największym jej przedstawicielom. Nie zabraknie na kartach tego komiksu Rudyarda Kiplinga czy Marka Twaina, nie zabraknie historycznych postaci zarówno pozytywnych jak i tych na wskroś złych, a także tych wymyślonych przez geniuszy swoich czasów, którzy od lat niezmiennie wpływają na czytelników i mimo upływu dekad czy wręcz wieków utrzymują się na powierzchni niezmierzonego literackiego oceanu i potrafią przerażać lub wzruszać tak samo jak wtedy, kiedy byli w tej materii zaledwie raczkujący.
Jeśli lubicie tajemnice, wielokrotne zwroty akcji, zmiany frontów i niemałą szczyptę fantazji przenikającej do naszego świata, to seria “Niepisane” powinna przypaść wam do gustu. Ja od razu zabieram się za tom drugi, bo dzieło Careya i Grossa wciągnęło mnie bez reszty – obym tylko nie okazał się kimś zmyślonym…