“All eight eyes” tom 1 – Foxe/Kowalski 

“To miasto jest pełne niewidzialnych ludzi, Vin” – jedno zdanie, które definiuje ten komiks i jest równocześnie trampoliną całej akcji. Ludzka ignorancja i brak empatii dla kogoś, komu powinęła się noga lub podjął kilka złych decyzji – prowadzą do tego, że zło ma stały dostęp do świeżego mięsa, a i pewne społeczne problemy zdają się same rozwiązywać. I nie ma tutaj absolutnie niczego metafizycznego czy ponadnaturalnego. Pewni ludzie faktycznie są niewidoczni dla innych, bo ci inni nie chcą ich widzieć, aby czasem nie pojawiła się jakaś ryska na bańce, w której żyją, a myśli nie powędrowały za daleko w kierunku problemów innych. Przecież każdy ma swoje, największe, priorytetowe. Twórcy “All eight eyes” sprytnie wykorzystali ten smutny fakt, robiąc z niego bazę dla realizmu opowiadanej historii. Jak bowiem ukryć fakt, że w ogromnej metropolii, zamieszkanej przez miliony ludzi, nikt nie zorientował się, że tuż obok czają się potwory? Wykorzystać najsłabszych. Brutalne, ale jakże życiowe… 

Już teraz wiem, że ta seria mi się spodoba i z chęcią sięgnę po kolejne jej odsłony. Tym bardziej że uwielbiam kreskę i kunszt Piotrka Kowalskiego, który uraczył i zauroczył nas, fanów grozy, perfekcyjnie oddanym klimatem gry w komiksowej adaptacji “Bloodborne” – szczerze polecam wszystkie trzy tomy, bo to komiks graficznie i fabularnie ocierający się o majstersztyk.  

Tym razem Steve Foxe, odpowiadający tu za scenariusz, postanowił zmierzyć się z pewnym problemem dotykającym absolutnie każde społeczeństwo i administrację wszystkich państw, no może znajdzie się kilka wyjątków typu Monaco czy Zjednoczone Emiraty, ale generalnie ubóstwo i bezdomność, to jest coś, z czego każdy z nas zdaje sobie sprawę i obserwuje od czasu do czasu w trakcie miejskich wędrówek czy podróży. Jak przystało na komiks z gatunku horroru, patrzymy na to przez pryzmat potworności i wynaturzeń, z jakimi mają do czynienia bohaterowie “All eight eyes”. A jest ich dwóch – Reynolds i Vinnie. Dwaj zupełnie różni faceci, niemający ze sobą praktycznie niczego wspólnego, a jednak zawiązuje się pomiędzy nimi nić przyjaźni i obierają sobie za cel zaprowadzenie porządku w mieście. 

Ten pierwszy, starszy i bardzo doświadczony przez życie, podjął się swego rodzaju krucjaty przeciwko bestiom czającym się w mrocznych zaułkach i opuszczonych lokacjach. Towarzyszy mu Opos, wierny psiak, którego Reynolds wyrwał kiedyś ze szponów śmierci i który stał się jego towarzyszem broni, niejednokrotnie ratując mu zresztą skórę. 

Z kolei Vinnie to młody zagubiony chłopak, który nie stroni od imprez i miękkich narkotyków. Prowadzi to, jak w większości przypadków, do wielu problemów. Począwszy od wyautowania się ze studiów aż po utratę pieniędzy, a co za tym idzie i dachu nad głową. Ludzie odwracają się od niego, zrzucając go na społeczny margines, i może właśnie dzięki temu Vin zaczyna dostrzegać to, co dzieje się wtedy, kiedy ludzie nie patrzą. Błąkanie się bowiem nocami po Nowym Jorku schyłku XX wieku, zdecydowanie nie jest dobrym pomysłem z wielu względów. Teraz jednak dochodzi zupełnie nowy, makabryczny i zabójczy. A jego symbolami jest szmer włochatych odnóży i zbyt duża ilość świecących w ciemności czerwonych oczu. 

Nasi bohaterowie dzielnie przemierzając mroki nocy – polują, tropią i bezwzględnie eliminują kolejne poczwary. Każdy z nich czerpie z tego satysfakcję i stara się dawać z siebie 100%, nie bacząc na fakt, z czym walczą i co może ich spotkać w razie porażki.  

Reynolds jest podwójnie zmotywowany, chce bowiem dokonać prywatnej zemsty i tym samym poczuć nareszcie ulgę, jego dusza i umysł są bowiem pod ciągłą presją przeszłości i tego co się w niej wydarzyło. 

Choć historia sama w sobie jest naprawdę prosta, nie uświadczycie tutaj plot twistów, motywu niespodziewanych zmian obozów, tak mocno eksploatowanego w tego rodzaju tytułach, to mnie całość bardzo przypadła do gustu. Może nie zawsze trzeba oczekiwać od komiksu genialności i powiewu świeżości? Solidnie opowiedziane i świetnie narysowane opowieści także są potrzebne, i potrafią się obronić. Najlepszym dowodem na to będzie fakt, że spacerując wieczorem po doskonale znanych sobie ulicach, dużo baczniej będziecie zerkać tam, gdzie nie dosięga światło latarni…