Dzięki uprzejmości Non Stop Comics, miałem przyjemność zapoznać się z tytułem, który umknął mojemu grozowemu, komiksowemu radarowi, a po lekturze uważam, że zdecydowanie warto poświęcić kilka godzin na tę opowieść. “Pożeracze nocy”, to okultystyczny horror, opowiadający o bardzo specyficznej chińskiej rodzinie, żyjącej na dwóch kontynentach i równocześnie w wielu rzeczywistościach…
Marjorie Liu i Sana Takeda, które współpracowały wcześniej przy dobrze przyjętej przez fanów “Monstressie”, ponownie zwarły szyki i oddały nam pierwszy tom trylogii, której bohaterami są Ipo i Keon oraz ich dzieci, bliźnięta Milly i Billy. Młodzi mieszkają w Nowym Jorku i tutaj właśnie starają się prowadzić restaurację, co w czasach Covid-19 nie jest rzeczą łatwą, poświęcają więc wszystkie zasoby i energię na jak najlepsze obsługiwanie klientów, social media i starają się z całych sił nie zawieźć wymagających rodziców. Rodziców, którzy wpadają z wizytą i atmosfera z marszu mocno się zagęszcza. Ich matka – Ipo, zgorzkniała, wiecznie niezadowolona i zmęczona życiem kobieta, która nie rozstaje się z papierosami i przesiaduje w ogromnym ogrodzie, to arcytrudny życiowy przeciwnik, który poziomem toksyczności z pewnością mógłby konkurować z powietrzem otaczającym elektrownie w Czarnobylu czy Fukushimie. Po awariach.
Ogród — zatrzymajmy się przy nim na chwilę, bo w mojej ocenie, to głównie dzięki niemu autorkom udało się zbudować klaustrofobiczną i duszną atmosferę. Generalnie wszelkie lokacje w poszczególnych kadrach celowo są zamknięte i ograniczone ilościowo do minimum, bo jest to element budowania klimatu tej specyficznej historii. Pomaga w tym oczywiście charakterystyczna dla Takedy kreska. Kadry wydają się być nieco rozmazane, z lekko tylko zarysowanym tłem, przytłumionymi kolorami, a wszystko zdaje się być ukryte za delikatną mgłą. Świetnie się to sprawdza w tym przypadku, bo “Pożeraczka nocy” balansuje przez cały czas na granicy szaleństwa i oniryzmu. Wróćmy jednak do naszej historii, bo całkiem sporo jest tu jeszcze do dodania.
Wymagający rodzice to coś, z czym zmaga się wiele dzieciaków, ale tutaj mamy do czynienia z naprawdę ciężkim przypadkiem. Początkowo postać i zachowania Ipo mocno mnie irytowały, z czasem jednak, kiedy poznałem genezę tej postaci i jej przeszłość zdałem sobie sprawę, że każdy jej ruch i odzywka miały swój cel i były solidnie zaplanowane. W gruncie rzeczy, jakby się nad tym głębiej zastanowić, to cała jej postawa, wbrew temu co kobieta robi i mówi, jak opryskliwa i brutalna jest dla swoich dzieci, wskazuje na głębokie uczucia, jakimi je darzy. Nieobcy jest jej strach, zwątpienie, znużenie i agresja wynikająca z roli, jaka jej przypadła, ale za tym wszystkim dostrzec możemy także oddanie i miłość, które stara się z niej wyciągać co chwilę Keon, oddany mąż i ojciec, gotowy zawsze i wszędzie bronić swej rodziny przed jakimkolwiek złem. A tego zła nie brakuje…
Naprzeciwko domu, w którym mieszkają Milly i Billy stoi zapomniana i popadająca w ruinę rudera, w której kiedyś mieszkało starsze małżeństwo, a teraz stoi zaniedbana, strasząca powybijanymi szybami i zarastająca zielskiem. Kiedy Ipo rozkazuje bliźniakom, aby uprzątnęli dom i jego okolicę, uważając, że ciągle robią za mało i nie wykazują się tak jak powinny, historia nabiera tempa, a przyczajona dotąd groza zaczyna wyłazić z zakamarków i coraz mocniej oddziaływać na rzeczywistość…
Milly i Billy wkrótce dowiedzą się sporo o sobie, swojej rodzinie i przeznaczeniu, do którego starają się przygotować ich Ipo i Keon. A nie jest to ani proste ani przyjemne. Wymagania z każdym dniem rosną, podobnie jak zagrożenie płynące wprost z ciemności i odmętów okultystycznego szaleństwa zapoczątkowanego dawno temu przez ciekawskiego, acz słabego i niedouczonego człowieka…
Akcja “Pożeraczki nocy” prowadzona jest w dwóch liniach czasowych. Jedną z nich jest oczywiście rok 2020 i Nowy York, drugą natomiast końcówka lat 50. XX wieku, kiedy to Ipo i Keon poznali się i kiedy zaczęła się ich wspólna życiowa podróż, trwająca nieprzerwanie aż do dzisiaj.
Podoba mi się w “Pożeraczce” połącznie twardej grozy z… humorem. Aby nieco rozładować napięcie generowane przez Ipo i jej tajemnice, co jakiś czas autorki ni stąd ni zowąd wrzucają nam kadry powodujące lekką konsternację i uśmiech na twarzy. Ciekawy zabieg, dodający kolorytu i uwierzytelniający charaktery postaci oraz ich życiowe doświadczenia.
Ciekaw jestem bardzo kolejnych tomów “Pożeraczy nocy” i z pewnością chciałbym poznać historie w nich zawarte, bo zarówno styl jak i wyobraźnia obu pań zdecydowanie odpowiada temu, czego oczekuję od dobrej powieści graficznej. Mam nadzieję, że okultyzmu i puszczania oka do fanów bluźnierstwa i Lovecrafta będzie tylko więcej!