“Hydraulik dusz” – Parks/Zebrowski/Kissel.
Nie no, ja wiedziałem, że to będzie porypane i chore, ale żeby aż tak?
Sama okładka i tytuł odpowiednio ukierunkowują czytelnika na to, co może czekać na niego w środku, mimo to momentami źrenice mi się poszerzały, a głowa samoistnie lekko kręciła. Nie mogłem sobie jednak odmówić historii, która miksuje religię z grozą. A to jest i tak tylko zalążek i w sumie niewielki fragment całości. W sensie religii, bo horror wylewa się praktycznie z każdej strony i kadru. I to horror każdego typu – makabryczny, obrzydliwy, krwawy, lovecraftowski i ten, którego głównymi bohaterami są obce cywilizacje i ich niezdrowe podejście do Ziemian.
Edgar, gość totalnie zafiksowany na punkcie boga i religii, zostaje z hukiem wywalony z seminarium i marzenie o drzwiach z tabliczką “ksiądz Wiggins” pryska jak bańka mydlana. Chłopak dorabia sobie na stacji benzynowej i wraz z wielce oryginalnymi kumplami szlaja po mieście. Ciężkie życie i kolejne upadające z hukiem plany nie pozbawiają go jednak empatii i chęci pomocy. Kiedy więc spotyka na swej drodze tajemniczych Hydraulików Dusz, w jego głowie zaczyna kiełkować pewien pomysł. Grupa ta stworzyła urządzenie, którym można wysysać z ludzi demony, co zresztą na własne oczy widział nasz pryszczaty i wychudzony bohater. Jako, że celem jego życia jest niesienie wszelkiego rodzaju ukojenia bliźnim, posuwa się do grzechu, aby zdobyć plany potężnej maszyny i móc ziścić swe marzenia. Niestety, konstruktorem okazuje się być marnym i zamiast wypłoszyć demona, przyzywa do naszej rzeczywistości coś obcego…
Mam mocno mieszane uczucia co do tego komiksu, miałem nawet ochotę w pewnym momencie odpuścić, bo to nie jest do końca mój typ grozy i straszenia. “Hydraulik dusz” bazuje bowiem na celowej i granicznej karykaturze ludzi, zachowań i wydarzeń. Mnóstwo jest tu obrzydliwości wszelkiej maści, nie brakuje latających flaków i systematycznych rozbryzgów krwi, ale gdzieś poza tym, czai się także drugie horrorowe dno, które już zdecydowanie bardziej mi pasuje. Jako fan Lovecrafta i jego mitologii, która opowiada nam o innych światach, stworach czyhających zaraz za granicą ludzkiego poznania, monstrach bezszelestnie przecinających mrok kosmosu i wpływających na ludzi poprzez ich sny, znalazłem tutaj całkiem sporo tego rodzaju mroku i całościowo jestem z lektury zadowolony. Co prawda komiks wręcz ocieka pastiszem i tanim brutalizmem pokroju Roba Zombie czy wczesnego Tarantino, da się to jednak polubić, a na pewno zaakceptować taki klimat w tej konkretnej historii.
Okazuje się bowiem, że nie każdy z pozoru dobry bohater, finalnie takim pozostaje, a coś, co bierzemy z marszu za złe, takie właśnie być musi. Edgar i jego kumpel Elk zostają wrzuceni w wir szaleństwa, mordu, rzygowin i bluzgów, pozostając jednak silnymi i wytrwałymi w swej niespodziewanej misji ratowania świata i ludzkości przed czającym się pod płaszczykiem religii mrokiem i potwornością. Tego akurat nie rozpatruję w kategorii fantastyki, bo każda religia to zło totalne, ale tutaj autorzy poszli kroczek dalej, no może nawet dwa, tworząc nieludzki pomost pomiędzy Ziemią, a czymś odległym i nieskończenie potwornym.
“Hydraulik dusz”, to komiks, który od pierwszej strony zaatakuje Wasze zmysły obrzydliwością, wulgarnością, porąbanymi pomysłami i przy okazji ciałami, kilkoma fajnymi plot twistami i Blorpem, który łudząco podobny do dragonballowego Son Goku, okaże się postacią niezbędną w całej historii i jej zakończeniu.
Wybierzcie się w podróż po USA, odkrywajcie sekrety największej światowej organizacji, szukajcie wszelkiej maści popleczników i każdego, kto może wam pomóc, a także pielęgnujcie niespodziewaną międzygalaktyczną przyjaźń z czymś, co początkowo przerażało, a obecnie jest niezbędne do przetrwania nas jako gatunku oraz uratowania całego życia na Ziemi.
Jeśli lubicie kino klasy B (a może nawet C), pulpę i tanią makabrę, “Hydraulik dusz” to coś dla Was. Dajcie mu szansę, przebrnijcie przez szaleństwo, przeczołgajcie się przez ekskrementy, a dojdziecie do momentu, kiedy historia porwie Was z zupełnie innej strony, a jej szpetni i prości bohaterowie wywołają uśmiech zadowolenia, a nie obrzydzenia i zażenowania.