“HillBilly”, tom 2 – Eric Powell. 

Nie sądziłem, że tak szybko powrócę w tajemnicze Appalachy, ale nie mam absolutnie nic przeciwko takim praktykom stosowanym przez wydawnictwo NAGLE! 

Drugi tom przygód naszego dzielnego, zarośniętego bohatera zaczynamy dynamicznie i iście Grimmowo. Trzeba bowiem rozwiązać problem z nękającym pewnego wieśniaka potworem. Nie będzie to prosta sprawa, bo stworzenie to jest niezwykle zajadłe i całkiem inteligentne. Ten, kto mu podpadnie, musi liczyć się z tym, że będzie atakowany, prześladowany wręcz, aż do skutku którego bestia pragnie. Jak przystało na w gruncie rzeczy pozytywnego i dobrego kmiota, Rondell oczywiście zaoferuje swoją pomoc.  

Ogończyk, bo tak nazywa się pierwszy ostrozębny przeciwnik, okaże się zadziornym i cwanym adwersarzem, który mam wrażenie odegra z czasem dużo większą rolę w całej historii zapisanej na kartach komiksu Erica Powella.  

Jeśli natomiast tęskniliście za jedną z najbardziej absurdalnych postaci tego uniwersum, to tak – poznamy kolejne legendy o Żelaznym Dziecku, a nawet zacznie nam się wykluwać pewna teoria, która może znacząco zmienić bieg wydarzeń i nasze postrzeganie tej historii. Żelazne Dziecko bowiem, jest w świecie mitów Południa traktowane wręcz z boską czcią i trwają spory czy tak naprawdę żyło kiedyś, dopiero się pojawi, a może właśnie teraz stąpa po Ziemi, nie znając swojego przeznaczenia i roli do odegrania? 

Generalnie ten tom, to w dużej mierze retrospekcje z życia Rondella i jego przyjaciół, co bardzo mi odpowiada, gdyż postać wielkoluda z charakterystycznym toporkiem jest zwyczajnie bardzo interesująca, a jego przeszłość i wszystko to, co go tak a nie inaczej ukształtowało, dodaje mu głębi i dopełnia całości opowieści.  

Mimo kolejnych niepokojących i momentami strasznych przygód, nasz bohater dzielnie brnie przez życie i niedostępne bory, nie zmienia się bowiem jego główny cel. To, co go napędza i daje mu motywację do codziennego mierzenia się z potwornościami świata, nadal tkwi w nim niczym długa drzazga, nie pozwalając ani na chwilę odpuścić i pomyśleć czy tak naprawdę warto. W jego wnętrzu nieustannie buzuje ogień nienawiści i zemsty, co nie zmienia faktu, że potrafi rozgraniczyć naczelną misję od wszystkich pobocznych, nie pozostając biernym na ludzką krzywdę i niesprawiedliwość losu, której dosłownie co chwilę doświadcza on i napotkani na jego drodze ludzie. Na szczęście nadal ma u swego boku prawdziwych i potężnych przyjaciół, na których może liczyć o każdej porze dnia i nocy, niejednokrotnie ratujących mu skórę. Eric Powell wyraźnie pokazuje, że nawet największy kozak i bohater, musi liczyć się z tym, że w końcu natrafi na kogoś silniejszego lub sprytniejszego i wtedy właśnie do akcji wkroczyć mogą ci, którzy zwykle idą gdzieś z boku lub lekko z tyłu, nagle stając się postaciami pierwszoplanowymi.  

Powell zaprosił do współpracy przy tym tomie Steve’a Manniona oraz Simone di Meo, i od razu widać, że nadają na tych samych falach. Podobnie jak w pierwszej części przygód Rondella, obracamy się w spokojnej i stonowanej palecie kolorów, głównie wszelakich odcieni zgniłej zieleni i beżu, co zdecydowanie odpowiada i dobrze współgra zarówno z lokacjami jak i klimatem przytoczonych opowieści. Oczywiście zachowana została dobra dynamika scen walk, a istotne artefakty i przedmioty charakterystyczne dla każdej z krótkich historii, dostały wyraziste i ostrzejsze barwy.  

Ciekawym i oryginalnym pomysłem jest dołączenie do drugiego tomu “HillBilly’ego” okularów 3D, dzięki którym poznamy dogłębnie jedną z opowieści. Nie jest to zabieg przypadkowy, ponieważ idealnie współgra z tematem przewodnim i miejscem w jakim przyszło Rondellowi ją przeżyć. Lepsze byłoby chyba tylko połknięcie kilku grzybków przed lekturą, czego oczywiście nie polecam 😉. 

Ponownie muszę przyznać, że podoba mi się forma i ilość przygód zamkniętych w zaledwie nieco ponad 100 stronach komiksu. Dowiadujemy się o Rondellu całej masy nowych informacji, przeżywamy z nim kolejne mroczne i niebezpieczne misje, zagłębiamy się momentami w zamierzchłą przeszłość i próbujemy wydedukować dokąd nas to wszystko doprowadzi. Mimo, że jest to lektura “na raz”, bo dzięki wartkiej akcji i ciekawym pomysłom Powella płynie się przez te historie ultra szybko i dynamicznie, to zdecydowanie polecam wam ten świat, szeroką gamę oryginalnych bohaterów i cały pajęczynę intryg ich spowijających i wiążących ze sobą. Z niecierpliwością czekam na trzeci tom “HillBilly’ego”, a znając NAGLE! Comics, nie dadzą się zbyt długo prosić!