“Joe Golem – okultystyczny detektyw” – Mike Mignola & friends. 

[…] przez wszystkie te lata mówił mi pan, że jedynie cienka zasłona oddziela nasz świat od czegoś innego. Tego, co nieżyjący nazista nazywał “odległą ciemnością”. Ja panu wierzyłem… […] 

Nowy Jork po ogromnym trzęsieniu ziemi został kompletnie zalany i zyskał miano “tonącego miasta”. Pod taflą czai się zło, w cieniach przemykają złodzieje, biedacy i coś dużo gorszego. Skryte pod wodą dzielnice kryją mnóstwo tajemnic, zwłok i przerażających stworzeń, czyhających na przekąskę w postaci nieostrożnych mieszkańców.  

Żyje tam także pewien doktor, który od wielu lat dąży do rozwikłania największej z zagadek ludzkości, a także próbuje namierzyć i zdobyć tajemniczy artefakt, dzięki któremu spełni się jego życiowy cel i marzenie. Cocteau od dziesięcioleci idzie po trupach, a cena poszukiwań nie gra roli. Jest kompletnie zafiksowany i myśli tylko o jednym, torturując i zabijając bez mrugnięcia okiem. Jego zmutowani pomagierzy spełniają każdą jego zachciankę i sprowadzają w odmęty coraz to nowe ofiary do szalonych eksperymentów. 

Skoro mamy już zarys głównego bohatera negatywnego, dla wyrównania szans skupmy się na jakiś czas na tych z drugiego końca szali. Detektyw Simon Church – szanowany i elokwentny staruszek, który nie może już co prawda samemu wykonywać zawodu, ale jego bystry i ostry jak brzytwa umysł nadal analizuje i docieka dwadzieścia cztery godziny na dobę. Church żyje zadziwiająco długo i tak jak każdy w tej historii ma swoje większe i mniejsze sekrety. Jego prawą ręką i jednocześnie głównym bohaterem tego monumentalnego dzieła Mike Mignoli i Christophera Goldena, jest Joe. Zmęczony życiem i ciągle niewyspany detektyw, który nie dość, że pochłonięty jest makabrycznymi i ponadnaturalnymi sprawami w mieście, to jeszcze dodatkowo nawiedzają go mroczne i niepokojące sny przenoszące go najczęściej pięćset lat wstecz, do zupełnie innego ciała. Po trudach dnia i rozwiązywania zagadek zlecanych mu przez jego mentora i przyjaciela Churcha, Joe musi się mierzyć z kolejnymi, przychodzącymi w marach sennych, nie pozwalając mu wypocząć i mącąc jego umysł i wspomnienia. Wygląda to na zaawansowaną schizofrenię, z którą stara się walczyć wiekowy detektyw, podając Joemu dziwne herbatki i napary.  

Wiedźmy, golemy, sztukmistrzowie, szczuroludzie, topielcy, przedziwne mutanty w gazowych maskach – oj dzieje się w “Joe Golemie”. Tę ponad 500-stronicową opowieść czyta się dosłownie jednym tchem. Akcja prowadzona jest w doskonałym tempie, a intrygi i wspomnienia, którymi wypełnione są kolejne strony, nie dają nam ani na chwilę odłożyć komiksu. Co prawda nie ma tu niczego ultra-nowatorskiego i dość szybko rozgryziecie do czego wszystko zmierza i kto jest kim w tej historii, niemniej wcale nie odbiera nam to świetnej zabawy i chęci odkrywania kolejnych punktów programu, prowadzących nas do wielkiego finału opanowującego kadry z iście lovecraftowskim rozmachem. 

Nie chcę zdradzać zbyt dużo żeby nie odbierać wam frajdy, ale to co mnie pozytywnie zaskoczyło, to właśnie wprowadzenie sporej dawki pewnej mitologii, dziwnie zbliżonej do tej znanej nam z dzieł Samotnika z Providence. Fani Cthulhu i innych pomiotów czających się gdzieś za cienką zasłoną rzeczywistości powinni czym prędzej zasiąść do lektury.  

Akcja “Joe Golema” prowadzona jest dwutorowo, można przyjąć nazewnictwo czasowe i podzielić ją na część “dzienną” i “nocną”. Przeplatają się one oczywiście ze sobą, a przeszłość i teraźniejszość momentami zbliżają się do siebie na niebezpiecznie małą odległość. Spoiwem łączącym wszystko jest oczywiście postać naszego młodego (?) detektywa, dzielnie stawiającego czoła potwornościom zalanego miasta. Jednak nie dajmy się zwieść pozorom i nie zapisujmy imion przyjaciół i wrogów długopisem. Wiele się tu bowiem zmienia i kilka razy możemy dać się zaskoczyć mniej lub bardziej pozytywnie odnośnie osób przewijających się w sześciu historiach, które składają się na ten tom. Autorzy scenariusza prowadząc nas i stopniowo zaznajamiając z życiorysami poszczególnych bohaterów, starają się nie pokazywać wszystkiego i robić czytelnikowi solidne zmyłki powodując, że kilkakrotnie podczas lektury zmienimy zdanie odnośnie konkretnej osoby z otoczenia Joe’go. 

Oprócz niesamowitej ilości akcji, polowań, tropienia, krwawych walk i pokonywania potworów, równie ważnym elementem tej opowieści są przemyślenia i wspomnienia, które bardzo mocno wpływają na każdą z głównych postaci. Oczywiście najbardziej na Joe Golema, który prowadzi w swojej głowie nieustającą walkę o zdrowe zmysły. To także historia pełna smutku, nostalgii, utraconych szans i samotności. Niektórym bowiem chyba nie jest pisane szczęście i spokojne dożycie sędziwego wieku. Ale to, bardzo często wymuszają niestety czasy i potworności jakich dopuszczają się inni, aby osiągnąć swoje chore fantazje. Można powiedzieć zatem, że Joe jest pewnego rodzaju superbohaterem. Nie posiada może żadnej konkretnej i efektownej nadnaturalnej mocy, ale stara się być tym dobrym i rzuca na szalę to co ma najcenniejsze, nigdy nie pozostawiając potrzebujących w potrzebie i nie odmawiając nikomu pomocy. Warto także dodać, że wraz z upływem czasu nasz bohater dowiaduje się o sobie coraz więcej, i zmienia się jego podejście do wielu zasadniczych w jego życiu spraw. 

Mignola i Golden wpletli w swoją historię kilka mniej lub bardziej oczywistych odniesień do popkultury, których odkrywanie i smakowanie podczas lektury jest dodatkowym atutem “Okultystycznego detektywa”. Zachęcam was gorąco do lektury, dajcie się porwać tej opowieści, przenieście się ponownie do Pozawersum i śledźcie losy niezwykłego bohatera jaki z pewnością jest Joe Golem. Momentami miałem nawet wrażenie, że czytam jakąś nową przygodę Johna Constantine’a. Nie tylko przez prochowiec, ale głównie dzięki stylowi życia i działania Joe’go. 

Dodatkowo, jeśli spodoba wam się ta konwencja, zapoznajcie się z historią lorda Baltimore’a, który jest postacią nietuzinkową i należy do tego samego uniwersum co Joe. Egmont fantastycznie wydał dwa obszerne tomiszcza opowiadające o jego przygodach. Oba miałem już okazję zrecenzować i z nieskrywaną przyjemnością je polecam. Niektórzy dopatrują się nawet dość mocnych powiązań pomiędzy Baltimorem a Golemem – jeśli więc chcecie przeprowadzić swoje prywatne małe śledztwo i na dobre wsiąknąć w klimat stworzony przez ojca Hellboya, nie wahajcie się – nie pożałujecie.