“Bloodborne t.3 – Dama z latarnią” – Bunn/Kowalski/Simpson.
Nareszcie możemy znowu wrócić na ulice przeklętego i splugawionego Yharnam! Dłuugo czekałem na kolejną odsłonę komiksowej adaptacji fenomenalnej gry Bloodborne, której wcześniejsze części również miałem niewątpliwą przyjemność recenzować. Na szczęście za rysunki odpowiada nadal Piotr Kowalski, którego styl ubóstwiam i uważam, że idealnie odzwierciedla klimat i mrok panoszące się i królujące w grze. Zmienił się natomiast scenarzysta, nie jest nim już Ales Kot, jak to miało miejsce w dwóch pierwszych tomach, a Cullen Bunn, chłopak z Karoliny Północnej, którego doceniam zwłaszcza za piękną i mroczną historię zawartą w ośmiu tomach “Hrabstwa Harrow”, które to zgarnęło mnóstwo nominacji do najważniejszych branżowych nagród. I tę zmianę w scenariuszu zdecydowanie daje się odczuć, o czym szerzej za chwilę.
O ile wcześniej Kot stawiał zdecydowanie na stonowane prowadzenie historii, wiernie odtwarzał klimat gry i jej oniryczność, pozwalając nam snuć się po ciemnych zaułkach, pełnych mroku i niebezpieczeństw placach i mostach, o tyle teraz dostajemy dużo więcej akcji i zdecydowanie zwiększoną dynamikę historii. Szczerze mówiąc mnie się takie podejście podoba, ponieważ daje to pole do rozszerzenia opowieści i poprowadzenia jej w wielu równoległych kierunkach. Świat Bloodborne jest na tyle rozległy, że przy odpowiedniej wyobraźni da się z niego zrobić naprawdę konkretne uniwersum jakiego wcześniej w komiksach nie uświadczyliśmy. Oczywiście zapewne z czasem rozjedzie się nam to z tym czego mogliśmy zasmakować w grze, ale czy to naprawdę źle? Ja chętnie czytałbym co kilka miesięcy kolejny tom o przygodach łowców próbujących przepędzić z Yharnam osiadłe tam maszkary i demony. Trzymam kciuki, aby panowie nadal współpracowali, bo widać, że podoba im się ten świat i mają na niego pomysł.
“Dama z latarnią” ma dwa zasadnicze wątki – łowców, którzy starają się namierzyć i eksterminować tajemniczą tytułową postać, po drodze oczywiście masakrując i rozczłonkowując bestie i kolejnych zarażonych tajemniczą chorobą spopielonej krwi oraz kwestię pewnego chłopca wrzuconego w wir walki i śmierci, zmuszonego do bardzo szybkiego wejścia w dorosłość, który moim zdaniem stanie się katalizatorem kolejnych wydarzeń, a ja mam nadzieję zobaczyć i przeczytać je w kolejnych tomach tej serii.
Jak wspominałem wyżej autorzy trzeciego tomu postawili na dużą ilość bójek, awantur i fruwających wokół włochatych kończyn. W międzyczasie jednak tonują nieco akcję i niespiesznie opowiadają nam o uwodzącej swym śpiewem i wyglądem marze, która prowadzi każdego na kogo się natknie w miejsca mroczne i cuchnące śmiercią. Niezwykle ciężko jest oprzeć się tembrowi jej głosu, zwłaszcza w miejscu takim jak Yharnam – gdzie na porządku dziennym jest poziom stresu wychodzący stale i daleko poza jakąkolwiek skalę, nieustająca walka o przetrwanie, głód i nędza. Kiedy nagle w całym tym mroku i beznadziei pojawia się jasny, pozytywny i przepięknie jaśniejący punkcik, trzeba mieć naprawdę solidne pokłady silnej woli, żeby mu się oprzeć. Nawet łowcy mają z tym problem i to właśnie jest największa moc Damy z latarnią. Siłą rzeczy drogi wszystkich najważniejszych postaci muszą się przeciąć, a oni sami czy tego chcą czy niekoniecznie zacząć współpracować, ponieważ przy tak potężnych przeciwnikach każda, nawet najmniejsza para rąk, może być na wagę zwycięstwa.
Nie ma już bezpiecznych miejsc, brakuje wytchnienia, pożywienia i nadziei. Jednak wola przetrwania w twardych mieszkańcach Yharnam jest duża i skoro przeżyli już tak wiele, trzeba zebrać się do kupy i spróbować jeszcze raz, i jeszcze – aż uda się dotrzeć do jądra ciemności i wyplenić czające się tam maszkary i potworności…
Wydaje mi się, że dobrze przeczuwam w jakim kierunku mogą potoczyć się dalsze losy bohaterów i zdecydowanie będę czekał na kolejne ich przygody. Oby mrok i obłęd czyhające na każdym kroku postawionym w Yharnam nigdy nie odpuściły i dały nam jeszcze wiele tomów solidnych, krwawych i bestialsko magicznych przygód.