„Miły dom nad jeziorem” – James Tynion IV, Alvaro Bueno.

Ileż to już razy serwowana nam była opowieść o grupce znajomych, spotykających się gdzieś na odludziu, żeby pobalować? Od komedii, przez thrillery, aż po Evil Dead – wydaje się, że wszystko zostało już powiedziane/narysowane/zobrazowane. Ale z drugiej strony, jak widzę na komiksowej okładce nazwisko Jamesa Tyniona IV, to wiem, że to co kryje się na stronach komiksu da nam powiew świeżości, i dość oryginalne podejście do tematu. Scenarzysta, mimo młodego wieku, jest niezwykle płodnym autorem, znanym głównie z historii o mścicielu z Gotham oraz dobrze u nas przyjętej serii komiksów grozy – „Coś zabija dzieciaki”.

„Miły dom nad jeziorem” nie jest klasycznym horrorem. Serwuje nam grozę na poziomie psychologiczno-socjologicznym. Znaczy to tylko tyle, że cały groza odbywa się w głowach bohaterów. Nie ma tu odwiecznego zła, potworów z piekła rodem czy brutalnych scen kreatywnego rozczłonkowywania. Mamy za to ogrom myśli i decyzji, które wpływają na życie grupy przyjaciół pewnego tajemniczego jegomościa, którego każdy z nich poznał na pewnym etapie swojego życia, i związał się z nim braterską miłością. Walter, bo to o nim mowa, to delikatny, subtelny i bardzo inteligentny facet, który przyciąga do siebie specyficznych ludzi. Jeśli bowiem kimś się zainteresuje, ta osoba zostaje z marszu, z jakichś bliżej nieznanych przyczyn, najważniejszą dla niego w danym momencie. Z perspektywy osoby, która zna zakończenie pierwszej części (zaplanowany jest jeszcze jeden tom), oczywiście wiem, dlaczego tak się dzieje i co ma na celu Walter. Z początku wydaje się to niewinne i zwyczajne, ot, ktoś poznaje jakichś ludzi w przeróżnych miejscach. Każdy z nas przecież wielokrotnie zetknął się z tym, i zapewne wiele z tych znajomości przetrwało lata czy wręcz dekady waszego życia. Z pozoru zwykłe sytuacje – zagajenie rozmowy w barze, czy zapytanie kogoś o coś na korytarzu uniwersytetu, w tym przypadku jest planem, wykonywanym precyzyjnie i według ściśle określonych zasad. Więcej wam nie zdradzę – musicie przeczytać i wyrobić sobie własne zdanie 😉.

Wracając do „Miłego domu” – jest to opowieść zdecydowanie zaskakująca i bardzo poważna w swojej wymowie. Chociaż się na taką nie zapowiada, początek jest wręcz nieco trywialny i oklepany do bólu. Grupa przyjaciół i znajomych, związanych poniekąd ze sobą poprzez osobę Waltera, zostaje zaproszona do ultra luksusowej rezydencji nad jeziorem, aby spędzić ze sobą tydzień wakacji, odpocząć, odciąć się, imprezować i odetchnąć świeżym, leśnym powietrzem. Pełni optymizmu przybywają w wyznaczonym dniu na miejsce i oczarowani możliwościami i przepychem, rzucają się w wir zabawy.

Jak to jednak w życiu bywa, bardzo szybko okazuje się, że nic nie jest takie jak być powinno, a Walter skrywa swoje mroczne tajemnice. Wydaje się, że pobyt w tym domu, to jakaś powykręcana i chora gra, a jej bohaterowie zostają wrzuceni na głęboką wodę, pełną szaleństwa i niedopowiedzeń. Siłą rzeczy stają się również detektywami starającymi się rozwikłać postawione przed nimi zadania, z tym najważniejszym, ryjącym banię, na czele. Komiks jest bardzo ciekawym eksperymentem społecznym i bardzo dobrze ukazuje podejście poszczególnych, różniących się znacznie od siebie ludzi do otaczającego ich świata. Przeróżne charaktery, adaptacje do życia, miłości, przyjaźni, wydobywają z głębi postaci i inne ich cechy, być może skrywane głęboko, a być może zupełnie jeszcze nieodkryte. Postawieni pod przysłowiową ścianą muszą współdziałać, pogodzić się z losem i walczyć o siebie. Ich psychiki zostaną wystawione na potężne próby, a ja sam jestem ciekaw jak sobie z nimi poradzą.

Otoczenie rezydencji także ma wpływ na jej mieszkańców i ich skomplikowaną sytuację. Wypuszczają się coraz dalej i odnajdują pewnego rodzaju podpowiedzi, chociaż mnie to wygląda na coraz większe gmatwanie się w problemy. Tajemniczy budynek bez drzwi i okien, porozsiewane w lasach dziwne figury przedstawiające przeróżne kształty i znaki, i ciągłe retrospekcje próbujące być pomocą w poszukiwaniu odpowiedzi. Wygląda to na labirynt, w którym poszczególni aktorzy tego chorego przedstawienia błądzą po omacku, pogrążając się w coraz gęstszym mroku spowijającym ich ciała i umysły.

„Miły dom nad jeziorem” to mroczna i skomplikowana historia, odkrywająca rozległość siatki powiązań pomiędzy jej bohaterami a Walterem na każdym poziomie współistnienia. Mam wrażenie, że wszystkie decyzje jakie do tej pory podjęli, sposób w jakie przeżyli swoje życia, jacy byli dla innych i dla siebie, doprowadzają ich finalnie do miejsca i czasu, który możemy obserwować na kartach tego komiksu. Pytanie podstawowe brzmi – czy to dobrze? Czy gdyby znali wcześniej cel i plany Waltera, zachowaliby się tak samo?