„Hotel na skraju lasu” – Magdalena i Michał Hińcza / Kultura Gniewu.
Na komiks wpadłem zupełnym przypadkiem gdzieś w odmętach sieci, i od razu przykuł moją uwagę fenomenalnie klimatyczną okładką. Jest jednocześnie niewiarygodnie prosta, co pociągająca. A jak zerkniecie pod odpowiednim kątem, pod światło, to czeka was niespodzianka.
Kultura Gniewu zgodziła się wysłać mi recenzencki egzemplarz, który dosłownie pochłonąłem praktycznie za jednym razem, chociaż to komiks graficznie dosyć trudny, a i nie jest to broszurka, ma 250 stron!
„Hotel na skraju lasu”, to debiut Magdy i Michała Hińczów, i to debiut przez wielkie „T”, bo dawno nie czułem takiego niepokoju podczas lektury. Klimat jaki stworzyli autorzy, odpowiadający zarówno za stronę wizualną jak i scenariusz dosłownie wbija w fotel, i wysysa z nas powietrze. Od pierwszej do ostatniej strony nic nie jest pewne, tajemnice i zagadki mnożą się, a bohaterowie tej historii starają się je rozwikłać. Hińczom udało się stworzyć klaustrofobiczny, oniryczny świat, a akcja rozwija się dość dynamicznie wokół małej wioski, w bliżej nieokreślonej przestrzeni i czasie. Zakładamy, że to Ziemia, ale równie dobrze może to być dowolny, wykreowany na potrzeby komiksu świat. Kraina mroczna, ociekająca strugami deszczu, mgłą, szarością i beznadzieją. Pokusiłbym się o stwierdzenie, że nie ma tu jednego głównego bohatera, a jego rolę przejmują wszyscy ludzie rozrysowani na kartach tej historii. Wszyscy bowiem są tak samo uwikłani w to co dzieje się wokół nich, i dotyka bezpośrednio lub pośrednio każdego. Oczywiście najczęściej przewijają nam się młodzi, czyli Julia, Maudija i Belan. Łączy ich wieloletnia przyjaźń, ale mam wrażenie, że również coś więcej. Maudija i Belan starają się wyrywać z marazmu i małej wioski kiedy tylko mogą, ciągnie ich do świata, do przygód i poznawania nowego – na co namawiają także Julię, która jest jednak mocno związana z miejscem urodzenia, rodziną, i tytułowym hotelem.
Podoba mi się osadzenie akcji w czasie który ciężko umieścić w konkretnym miejscu na osi; to również dodaje mroku i wzmaga w czytelniku wrażenie ciągłego niebezpieczeństwa, czającego się wszędzie wokół. Historia w zdecydowanej większości odbywa się nocą, a kreska którą zaserwowali nam autorzy doskonale współgra z niepokojem i śmiercią, zamykającymi bohaterów w coraz to mocniejszym uścisku. Nie brakuje oczywiście także scen w świetle dnia, ale i one przesycone są jakimś nieuchwytnym, ale bardzo mocnym wrażeniem, że coś jest nie tak. Z pozoru sielska sceneria, kryje w sobie całe pokłady grozy i niesamowitości – chociażby biorąc pod uwagę kwestię zwierząt, których częste i istotne pojawianie się w trakcie opowieści niesie ze sobą ogromne dawki emocji, głównie przerażających. Autorzy postawili na bardzo bliski kontakt z naturą, którą z powodzeniem możemy wciągnąć do szerokiego grona bohaterów „Hotelu”. Wspaniale udało im się uchwycić potęgę i bezwzględność otaczającego świata, którego życie toczy się w swoim własnym tempie, nie zważając specjalnie na zamieszkujących nieopodal ludzi. Przyroda otaczająca wioskę i niedalekie miasto ani nie pomaga, ani nie przeszkadza, ale często w swej neutralności daje schronienie niekoniecznie tym dobrym.
Bardzo specyficzny styl grafik; brudny, niewyraźny, nieostry, rozmazany powoduje, że od komiksu ciężko się oderwać. Jest to, moim zdaniem główny budowniczy potęgi tego projektu, bo to właśnie dzięki takiej kresce i doborowi kolorów, tworzy się mroczne, interesujące i nieco przytłaczające kadry, które obrazują doskonale ludzkie lęki, obawy, ograniczenia, ale i odwagę aby stawiać czoła nieznanemu i walczyć o bezpieczeństwo swoje, i swoich najbliższych.
Podczas lektury miałem mnóstwo skojarzeń z szeroko pojętą popkulturą, od skojarzeń z historią bestii z Gévaudan, poprzez film „Osada”, aż po… Muminki. Lubię duszne, szare, smutne i zagmatwane opowieści, i choć ta finalnie jest dość prosta, warto dać jej szansę, bo jak na debiut – moim zdaniem jest świetnie, i widzę pole do rozwinięcia skrzydeł w kierunku komiksowej grozy pełną gębą. O ile będą to skrzydła czarne, poszarpane, pełne blizn i pulsujących czerwienią żył. Trzymam kciuki!