Śledzę od samego początku karierę Tomasza, byłem jednym z pierwszych recenzentów „Próby sił” wydanej jeszcze pod pseudonimem T.S. Tomson w Novae Res (tfu!). Już wtedy czułem, że z tego chłopaka coś będzie. Przeczytałem wszystko co Tomek napisał, i oprócz moim zdaniem, najsłabszego „Lęku”, widać było z książki na książkę duży progres nie tylko w kwestii literackiej, ale także pisarskiej wyobraźni, dojrzewania, poszerzania horyzontów i krystalizowania się jego specyficznego stylu. Kiedy dostałem do recenzji „Przypadłość”, odłożyłem inne pozycje na chwilę i z dużym zainteresowaniem i oczekiwaniami zabrałem się do lektury najmłodszego dziecka Sablika…

Zupełnie nie spodziewałem się tego, co zostało mi zaserwowane. Nie zwykłem czytać przed lekturą danej książki/komiksu żadnych recenzji, nie rozmawiam także z nikim o treści, bo chcę odebrać każdą powieść czy zbiór opowiadań po swojemu, bez żadnych skojarzeń czy mimowolnych narzuceń z czyjejś strony. Profesjonalizm z jakim autor podszedł do tematu, zgłębienie meandrów psychologii i psychiatrii, dzięki czemu mógł stworzyć tak wiarygodne i głębokie postaci, to z pewnością największe plusy tej powieści. Jestem mile zaskoczony powagą tej książki. Niespieszną akcją, poznawaniem poszczególnych bohaterów, mieszaniem się wątków i stopniowym odkrywaniem coraz mroczniejszych kart. Tomasz powoduje, że czytelnik dosłownie wsiąka w duszny, lepki, smutny i przerażający klimat problemów które zrodzone z ciężkiej przeszłości, wpływają na każdy aspekt życia Hanny Hoppe i jej syna, Adama.

Odtwórczyni głównej roli w tej książce jest ogromną fanką filmów, od zawsze pracuje w kinie i każdą wolną chwilę spędza na kolejnych seansach czy to na sali, czy w zaciszu domu, telewizora i kaset VHS. Jest to jej sposób na ucieczkę z realnego świata, na danie schorowanemu umysłowi choć chwili odpoczynku i wytchnienia. To właśnie w tej pracy poznaje Oliwię, która jest jej dokładnym przeciwieństwem – kobietą zaradną, twardą i nieustępliwą, która z czasem staje się jedyną opoką i ochroną przed otaczającym Hankę światem. Oliwia ma oczywiście swoje życie i problemy, chorą córkę Aurelię, która także zmaga się ze swoimi demonami oraz niezbyt rozgarniętego męża. Mimo tego poświęca swej przyjaciółce bardzo dużo czasu i uwagi, obserwując jej przedziwne zachowania i dochodząc do wniosku, że coś jest tu bardzo nie tak…

Akcja „Przypadłości” toczy się dwutorowo – z jednej strony stajemy się biernymi obserwatorami życia Hanny, duchów ją prześladujących, problemów których ma bez liku i z którymi stara się sobie radzić najlepiej jak umie. Z drugiej natomiast strony mamy jej najlepszą przyjaciółkę Oliwię, dbającą i wspierającą omotaną złem i rozregulowaną emocjonalnie Hankę. Autor umiejętnie prowadzi nas przez akcję powieści, stale pogarszający się stan głównej bohaterki, niepokojące zachowania jej syna, przerażające sny i wizje, aż po finał którego nie powstydziłby się choćby Jack Ketchum.

I to wszystko naprawdę gra, jest spójne, mroczne, wydaje się być oparte na faktach, a już na pewno na dogłębnej analizie ludzkiej psychiki i zachowań w stanach poważnych zaburzeń umysłowych. Jestem pod ogromnym wrażeniem „Przypadłości”, to zdecydowanie najlepsza z dotychczasowych książek Tomka Sablika, pełna wrażeń, namacalnego zła, ogromnych porcji smutku, rozpaczy i dylematów z którymi muszą sobie radzić wszyscy występujący tu ludzie.

Genialnie opisana jest relacja pomiędzy Hanką a Adamem. Daleka od rodzinnej sielanki, a nawet zwykłej normalności. Tomek od pierwszej chwili daje nam do zrozumienia, że koszmary Hanki dotyczą także jej życia z synem i ich dziwnej zażyłości. Świetne dialogi, nakreślenie historii i umiejętne rozwijanie tego wątku w dużej mierze świadczy o jakości autora, i ogromie pracy jaką włożył w przygotowanie dla czytelników tak dobrze napisanej powieści.

Niezwykle ważnym wątkiem „Przypadłości” jest wewnętrzna walka Hanny. Jej sytuacja z początku wywołuje w czytelniku raczej litość i sarkastyczny uśmiech, jednak z biegiem czasu i poznawaniu szczegółów jej życia dowiadujemy się co tak naprawdę może siedzieć w jej głowie, czemu zachowania często diametralnie odbiegają od przyjętych norm, dlaczego ucieka tam gdzie ucieka, i co z tym wszystkim ma wspólnego stary zegar i pewien dystyngowany mężczyzna, który go Hoppe sprezentował?

„Przypadłość” z całą pewnością jest dramatem. Ilość mrocznych myśli i problemów kłębiących się w głowach wykreowanych przez autora postaci wystarczyłaby na obdarowanie co najmniej kilku krótkich opowiadań. Jednak grozy również tutaj nie brakuje. Poczynając od mocnych i krwawych scen zabójstw i morderstw, przez staczanie się w odmęty szaleństwa Hanki i jej syna, ich wspólnej przeszłości, która właściwie uformowała ich i ukierunkowała przyszłość, aż po analizę zachowań i przeżyć Hoppe. Horror psychologiczny – takie określenie pasuje mi do „Przypadłości” najbardziej. Nie przerażają tu jednak potwory, zombie czy demony wyskakujące z zaklętych luster. Przerażają ludzie. Ich czyny i myśli. Wypaczone, skrzywione i chcące krzywdzić bez ustanku. Przerażają wspomnienia, a także brak punktu zaczepienia czy czegokolwiek pozytywnego w życiu skazanym na nieustanny żal, ból i powolne odczłowieczanie.

Podczas czytania „Przypadłości” wielokrotnie miałem wrażenie porównywalne z zaplątaniem się w sieci na otwartym morzu. Momentami to dosłownie walka o oddech, bo karuzela emocjonalna jaką serwuje nam autor potrafi przygnieść i zmusić do wielogodzinnych rozmyślań nad losami bohaterów, a także potężne zżycie się z nimi. Po lekturze przyłapałem się nawet na swego rodzaju próbach wytłumaczenia tego co zrobili i do czego się przyczynili poszczególni bohaterowie, w taki czy inny sposób.

„Przypadłość” to dopracowana, dogłębnie przemyślana, ciężka i trudna powieść o potwornościach jakie człowiek potrafi zgotować drugiemu człowiekowi. O tym, że nasze chwilowe zachcianki mogą niszczyć i rujnować, wpływać na kompletnie nieznane nam osoby i ich przyszłość. To powieść o chorych umysłach i tym co może się w nich zrodzić oraz o… dobru, które wbrew wpajanym nam od dziecka prawdom literacko/filmowym – nie zawsze wygrywa.

Tutaj nigdy nie miało na to nawet cienia szansy.

Jedyna krytyczna uwaga jaka nasuwa mi się po lekturze, odnosi się do kwestii obecności broni w powieści. Siedzę trochę w temacie i niektóre rzeczy gryzą mi się z polskim prawem i „obyczajami” jakie panują wśród kolekcjonerów czy posiadaczy jednostek broni palnej w Polsce. Ale to detal, który tłumaczę sobie chęcią wprowadzenia „amerykańskości” do tej historii. Bo jak wiemy, Tomek Sablik wielkim fanem Stephena Kinga jest!