„Posiadłość 2” – Daniel, Moreci, Hixson – Lost in Time.
Link do recenzji części pierwszej èhttp://fanigrozy.pl/2020/09/08/posiadlosc-tom-1/.
Link do sklepu èhttps://lostintime.pl/sklep/komiksy/posiadlosc-tom-2/.
Po bardzo klimatycznej pierwszej części „Posiadłości” musieliśmy swoje odczekać, aby zanurzyć się w kontynuację historii rodziny Blainów i przekleństwa, które przez wieki ciągnie się za nimi. O ile pierwszy tom dział się całkowicie w roku 1974, to w drugim autorzy zaserwowali nam istny czasowy rollercoaster. Począwszy od dalekiej przeszłości, poprzez aktualne wydarzenia aż po przyszłość, której ścieżka przeplata się wyraźnie z teraźniejszością zwłaszcza w końcówce tomu drugiego.
Dzieje się naprawdę dużo. Twórcy odkrywają systematycznie kolejne karty z bardzo bogatej i mrocznej historii rodziny, a cały ciężar dawnych grzechów i decyzji spada na ramiona osoby chyba najmniej odpowiedniej do tego zadania – Chase’a Blaine’a. Chłopak uciekający przez całe życie od wszelkich obowiązków i trudnych tematów, nagle staje się opiekunek dwójki osieroconych dzieciaków swojego brata. To wiemy już z lektury pierwszej części „Posiadłości”. Dom, w którym dzieje się większość akcji komiksu Daniela i Moreciego, przepełniony tajemnicami, mrokiem, zwłokami i ciągle podnoszącym się poziomem wody w piwnicy, staje się jednocześnie pułapką i daje możliwość przerwania klątwy ciążącej na rodzie Blainów.
A żeby poznać genezę zła które przyczepiło się do rodu, musimy cofnąć się aż do roku 1674, i bardzo ciężkiej zimy, która spadła na amerykański stan Maine. To wtedy właśnie wszystko się zaczęło.
„Jak trwoga, to do Boga” – z takiego założenia wychodzili mieszkańcy Cape Augusta. Nieustanne modlitwy o jedzenie i wstawiennictwo Boga w tych bardzo ciężkich czasach, nie przyniosły jednak żadnego rezultatu. Ludzie głodowali i umierali, a ścięta lodem ziemia nie pozwalała ich nawet pochować. I jak to zwykle bywa w horrorach – tam gdzie Bóg nie przychodzi, pojawia się inna siła, oferująca ukojenie i tak bardzo potrzebny ludziom pokarm. Założyciel Cape Augusta – Vitus Blaine, nie mając innego wyjścia, zwraca się o pomoc nie tam gdzie trzeba. I tę pomoc otrzymuje. Oczywiście nie ma nic za darmo, bo jak brzmi dewiza rodu Blainów wszyscy wiemy – „Aby otrzymać, najpierw trzeba dać!”.
Tajemnicza, mordercza i brutalna siła, która zagnieździła się w bagnach okalających miasteczko, raz zbudzona i pobudzona, nie da się ponownie uśpić i zaczyna nękać kolejnych Blain’ów. Aż do czasu, kiedy zmierzyć się z nią musi właśnie wyżej wspomniany Chase. Aby chronić swoją starą/nową rodzinę oraz ukochaną, będzie musiał wiele poświęcić, jeszcze więcej odkryć i bardzo mocno zagłębić się w historię swojego rodu, od której przecież całe życie starał się uciec. Ale parafrazując klasyka – co jest nam pisane, i tak musi się wydarzyć.
Muszę przyznać, że klimat i atmosfera tomu drugiego nie zawodzi, i mimo prawie dwóch lat przerwy, bardzo szybko i z dziką przyjemnością ponownie przeniosłem się do mrocznego, pełnego tajemnic i bagien Maine. Podoba mi się sposób w jaki autorzy żonglują historią Blain’ów. Dzięki licznym retrospekcjom staje się ona teraz pełniejsza, rozumiemy więcej i możemy w pełni utożsamić się, lub nie, z działaniami głównego bohatera. Co do Chase’a, mam jeden mały zarzut w stosunku do tej postaci – pewien rodzaj niekonsekwencji scenarzystów. Troszkę naciąganym wydaje mi się fakt, że gość który całe życie ucieka, unika odpowiedzialności, separuje się od rodziny i bliskich, potrafi dosłownie w czasie potrzebnym na pstryknięcie palcami, zmienić się o sto osiemdziesiąt stopni i stać opoką i podporą dla wszystkich wokół. Oczywiście traumatyczne przeżycia i być może wewnętrzna potrzeba, której brakowało odpowiedniego bodźca aby się ujawnić mogą być wytłumaczeniem, ale nie do końca mnie to przekonuje. Niemniej nie jest to bardzo rażące i nie wpływa negatywnie na całokształt oceny.
Graficznie komiks broni się perfekcyjnie – ciężki, duszny, mokry i mroczny klimat czuć nadal na każdym kroku. Nasycenie kolorami, zabawa cieniami, palety barw przypisane konkretnym czasom i miejscom – to wszystko tworzy głębię, i niesamowicie pociągające widowisko graficzne.
Jak tak sobie teraz myślę, na świeżo po lekturze obu tomów – można tę historię po pierwsze przyrównać nieco do „Potwora z Bagien” Alana Moore’a, oraz co może wydać się nieco dziwne – do powieści romantycznych. Jest bohater odrzucony przez społeczeństwo i bliskich, który nagle staje się postacią wiodącą i pozytywną, budzą się pewne stare uczucia, tworzy się pomiędzy nim a innymi bohaterami sporo różnego rodzaju zażyłości, Chase gotowy jest poświęcić bardzo dużo aby pomóc i uratować innych. No czyż to nie jest czystej krwi bohater romantyczny?
No dobra – nie bójcie się, to tylko takie moje przemyślenia. „Posiadłość” od wydawnictwa Lost in Time to rasowy, nieco klasyczny horror, obfitujący w śmierć, trudne decyzje, przeszłość która nie daje o sobie zapomnieć oraz potwory. Dużo różnych potworów…