“Śnieg jeszcze czysty” – Anna Musiałowicz.
Najbardziej chyba kojarzy mi się ze szkolnymi lekturami. Wiecie, takimi nakazującymi przystanąć, zamyślić się na trochę, wyciągnąć wnioski. Wywołującymi dreszczyk niepokoju, ale nie spowodowanego potworami czy tajemniczym domostwem ukrytym w środku lasów. To groza życia, a jej aspekt opisywany przez autorkę w najnowszej książce dotknie absolutnie każdego z nas, wielu już dotknął lub nawet niestety aktualnie dotyka.
To mądra, przemyślana i dojrzała opowieść o dorastaniu, życiowych decyzjach, melancholii i tęsknocie za tym co było, a co już nigdy nie wróci. Anna Musiałowicz wprowadza nas w spokojny, nieco sielski klimat polskiej wsi, w bliżej niesprecyzowanym miejscu i czasie. Bohaterami tej nieco klaustrofobicznej, bo dziejącej się właściwie w całości w obrębie jednego gospodarstwa gawędy, jest rodzina Lisów. Babcia Władzia, opiekunka domostwa, spokojna i dobroduszna staruszka, jej syn Franek – stolarz, który dzięki talentowi i sumiennej pracy jest w stanie zapewnić bliskim całkiem dobry byt, jego żona Weronika – kobieta-anioł, niespełniona lekarka, znachorka, której życiowym celem jest pomagać za wszelką cenę komu tylko się da. Jednak zdecydowanie główną postacią tej historii jest córka Werki i Franka, Gabrysia. Dziewczynka mądra, spokojna, nieco wycofana, posłuszna i grzeczna. To wokół jej życia skupia się akcja, i na jej osobie koncentruje się najmocniej uwaga czytelnika.
Opowieść snuje się niespiesznie i spokojnie, aż do pewnego nieszczęśliwego dnia, który zmienia wszystko, odwracając życie całej rodziny do góry nogami. Tragedia która ich spotyka pokazuje jak kruchym potrafi być życie, a także nasz umysł, zasady i właściwie wszystko co robimy. Jak jedna zła chwila może zniweczyć życiowe plany, zrujnować psychikę i spowodować nieodwracalne zniszczenia w sercach i duszach ukochanych osób.
Nasi bohaterowie stopniowo zaczynają się zmieniać. Każdy inaczej, każdy po swojemu, ale systematycznie i metodycznie poczynają staczać się po równi pochyłej wprost w odmęty smutku i błędnych decyzji. Gabrysia, jako nastolatka, przeistaczająca się powoli z dziewczynki w kobietę ma najgorzej. Burza hormonów połączona z tragedią, bezsilnością i tęsknotą prowadzi ją niestety w złym kierunku. Choć ona sama stara się nadal funkcjonować tak jak poprzednio, chodzić do szkoły, pomagać babci i w obejściu, poznaje również świat dorosłych, interpretując sobie to co widzi po swojemu. A ojciec, który powinien być opoką, staje się, nieświadomie, katalizatorem kolejnych nieszczęść.
Oczywiście to nie jest powieść grozy. Mamy tutaj co prawda coś co można połączyć z szeroko rozumianym horrorem, ale jest to nić cienka i zwiewna, i ja osobiście nie robiłbym tego. Jest to opowieść obyczajowo-społeczna, może nawet dramat. Autorka skupia się tutaj bowiem na relacjach pomiędzy bohaterami. Stawia ich w przeróżnych, często ciężkich życiowych sytuacjach, i obserwuje ich reakcje. Jeśli dodamy do tego delikatność językową i subtelność opisów, tworzy nam się historia trudna, hermetyczna i przejmująca.
Można nawet pójść nieco dalej w rozważaniach – czy sytuacja w jaką zostali rzuceni bohaterowie “Śniegu”, to faktycznie tylko tragedia, czy może też pewien sposób uwolnienia? Uwolnienia od sztywnych ram moralnych czy też społecznych. W końcu całe swoje życia spędzają w zamkniętej, a przez to ograniczonej w pewien sposób społeczności. Może tragedia jest punktem wyjścia do poważnych zmian zachowania i stylu bycia? Nie każdy przecież musi czuć się dobrze z tym jak żyje. Dawnymi czasy, zwłaszcza na wsiach, zdecydowana większość ludzi miała właściwie od urodzenia narzucony kierunek w jakim mają się udać. A co, jeśli los podsuwa nam możliwość jego zmiany? Zarówno Gabrysia jak i jej ojciec zdecydowali się na taką właśnie zmianę – czy wyszło im to na dobre? Musicie przekonać się o tym sami. Warto poświęcić kilka godzin na lekturę “Śniegu jeszcze czystego”, bo tak jak pisałem na początku – to smutna historia z przesłaniem. Dojrzała i bardzo kobieca, delikatna kiedy trzeba, ale i pokazująca pazur w odpowiednich momentach.