Grady Hendrix – „Horrorstör”.
Orsk, biedniejsza i uboższa wersja IKEI. Sieć sklepów, których zdecydowana większość wybudowana została na terenie USA. Typowy meblarski moloch, w którym spacerować można ściśle wytyczonymi ścieżkami, oglądać zachwalane wszędzie wokół niesamowicie wartościowe meble i dodatki do, rzucać się na super-oferty i czuć się jak w domu – takie są założenia kierownictwa. Każdy z nas chyba był w szwedzkim oryginale, więc wiadomo o co chodzi. Nieco przytłaczająca atmosfera, tłumy, gwar i chaos. Z tym wszystkim mierzyć się muszą na co dzień bohaterowie nowej powieści Grady’ego Hendrixa – „Hororstör”. A problemów nieustannie przybywa. Codziennie rano pracownicy natykają się na zniszczone meble, potłuczone szklanki czy talerze – staje się jasne, że w nocy kiedy sklep jest nieczynny i powinien być pusty, jednak ktoś w nim przebywa i doskonale się bawi powoli demolując poszczególne działy. Basil, chłopak odpowiedzialny za bezpieczeństwo i mający pod sobą zwykłych pracowników marketu, postanawia wziąć sprawy w swoje ręce i przeprowadzić nocne śledztwo po to, aby złapać wandali na gorącym uczynku. Ale sam nie jest w stanie tego dokonać, werbuje więc do swojego zespołu Amy oraz Ruth Anne, dwie pracownice z dość długim stażem, które doskonale rozeznają się w układzie Orska i obchód nawet po ciemku, nie powinien sprawić im żadnego problemu. Obie są chętne również z powodu dodatkowego wynagrodzenia, które obiecuje Basil. Gdyby tylko wiedziały co je czeka tej nocy, czego doświadczą i jakie koszmary przeżyją – podejrzewam, że nie zostałyby w sklepie ani minuty dłużej.
Kiedy ostatni klienci opuszczają Orska, ekipy sprzątające kończą swoją pracę, w końcu zapada cisza, a korytarze sklepu pustoszeją, nasza dzielna drużyna rozpoczyna swoje dochodzenie. Wkrótce przekonają się, że historie o duchach, których fanami są inni znajomi z pracy – Matt i Trinity, niekoniecznie muszą być wyssanymi z palca pierdołami…
Mam mocno mieszane uczucia co do tego projektu. Poczynając od samego wyglądu książki, jej formatu, wielu wtrąceń „ikeowskich” w treści, poprzez grafiki które możemy znaleźć pomiędzy poszczególnymi rozdziałami, i gdzie znajdziemy opisy poszczególnych mebli, które z początku mocno mnie rozpraszały i nieco irytowały, chociaż później stały się integralną częścią powieści, takim dodatkowym smaczkiem. Przeszły z neutralnych i zwyczajnych na początku, aż po interesująco makabryczne pod koniec.
Powieść Hendrixa można wyraźnie podzielić na dwie części. Pierwsza jest wręcz obyczajowa, poznajemy w niej bohaterów oraz ich historie, a także podejście do pracy w Orsku. Momentami można się uśmiechnąć – generalnie jest luźno i bezstresowo. Oraz druga – będąca czystym horrorem, z kilkoma fajnymi pomysłami i bardzo plastycznymi opisami grozy i przemocy. Jeśli na początku będzie Wam się wydawało, że to książka młodzieżowa i nie dla Was, sugeruję spokojne przebrnięcie przez mniej więcej połowę, i nieodkładanie jej zawczasu – akcja zdecydowanie się rozwinie.
A co do samej akcji – jest ciekawie, ale okrutnie przewidywalnie od pewnego momentu. Widać, że autor lubi filmy typu „Silent Hill” czy też „Dom na Przeklętym Wzgórzu” Williama Malone’a. Jest tu sporo klasycznej grozy, nieco brutalności – jednak finalnie możemy uznać „Horrostör” za opowieść o duchach. To, co mi się podobało w tym dość krótkim dziele to atmosfera odizolowania i klaustrofobiczny wręcz klimat, który tworzy nocą Orsk i jego tajemnice. Zdecydowanie można wczuć się w role Amy czy Basila, którzy mimo dzielących ich ogromnych różnic charakterów oraz podejścia do pracy w firmie, muszą zjednoczyć siły aby przetrwać i uratować siebie oraz innych zaangażowanych w śledztwo. Autor mocno stawia na relacje pomiędzy wymyślonymi przez siebie postaciami, bardzo ważne są tu ich indywidualne cechy i przeszłość, która ich ukształtowała. Jedni traktują Orsk jako etap przejściowy swoich karier, nie angażują się, przychodzą aby odbębnić swoje i wziąć za to kasę. Dla drugich ten wielkopowierzchniowy potwór jest domem, w którym czują się bezpieczni, o który dbają, i do którego codziennie przyjeżdżają z autentycznym zapałem i chęcią uszczęśliwienia jak największej liczby klientów (oraz przełożonych). I ten misz-masz charakterów tworzy nam głębię postaci oraz historii. Mimo że jest to książka krótka, ja zdążyłem się zżyć z pracownikami marketu i miałem chęć kibicować im w nierównej walce ze złem. Złem skrzywionym, chorym, brutalnym i nieprzewidywalnym.
Minusem z pewnością jest dla mnie fakt, że Grady poszedł na łatwiznę i zamiast wymyślić swoją, oryginalną sieć handlową, dosłownie zerżnął z IKEI wszystko, od A do Z. Ciekawi mnie to zresztą także w kwestii formalnej – bo to przecież jawna kopia szwedzkiego giganta. Wszystko jest identyczne, zmieniają się jedynie nazwy przedmiotów które możemy w Orsku kupić. Ale zakładam, że skoro książka wyszła zagranicą i u nas, to jakoś się dogadali 😉. „Horrorstör” jest więc oryginalny w swojej nieoryginalności. Sam pomysł na produkt oraz historię to powiew świeżości, jednak przyćmiewa go fakt, że to jednak zrzynka z istniejącej zarówno w powieści, jak i świecie rzeczywistym marki.
Podsumowując – szału nie ma, jest dość solidny „horror sklepowy” z ciekawą historią jako katalizatorem późniejszych wydarzeń. Pracownicy sklepu są przedstawieni bardzo dobrze, oczywiście pewne schematy są tu powielane, tak jak i zachowania poszczególnych osób, ale tego uniknąć się nie da. I nawet chyba nie było takiego zamiaru. Jeśli macie ochotę na fajną, dość luźną lekturę na jeden, góra dwa wieczory, to „Horrorstör” powinien Was zadowolić. Ja bawiłem się dobrze, ale nie było wielu momentów kiedy czułbym się zagrożony lub przestraszony. Chociaż podczas następnej wizyty w IKEI na kilka rzeczy spojrzę z innej perspektywy. Może nawet złapię za którąś z klamek w drzwiach wystawowych, zerknę za sypialnianą firankę i upewnię się, że pod żadnym z łóżek nie czai się nic więcej niż kurz i te małe karteczki na których wpisujemy numery regałów, gdzie leżą nasze wymarzone krzesła, biurka czy inne cudowności…