Shudder-to-Think – malutka, typowo górnicza mieścina. Zamieszkana przez twardych, zmęczonych życiem ludzi. To tu żyją dwie nierozłączne od lat nastolatki – Octavia i El, które pewnego wieczora wybierają się do kina. Tyle, że nie dane jest im obejrzeć filmu, bowiem świadomość wraca im dopiero na napisach końcowych… Kompletnie nie pamiętają co się z nimi działo i czemu właściwie zasnęły, czy też straciły przytomność. Zaczynają drążyć temat legend i tajemnic swojego miasta, które jak się okazuje ma ich bez liku. Dawno temu ktoś podpalił wszystkie sztolnie, a pożaru nie udało się nigdy do końca ugasić. Pod wpływem gorąca i ciśnienia, w niektórych miejscach w otaczających mieścinę gęstych lasach popękała ziemia, a ze szczelin wydobywają się gazy i dym. Nikt nie zapuszcza się w te okolice również z powodu dziwnych stworzeń jakie są tam widywane – mężczyźni bez skóry, kobieta-jeleń czy króliki o ludzkich oczach. Na przestrzeni lat zaginęło tam wiele kobiet, panuje także ogólne przekonanie że z miastem i jego otoczeniem jest coś mocno nie tak. Dziewczyny rozpoczynają więc prywatne śledztwo, które prowadzi je do dość zaskakujących wniosków, a także pewnej przedziwnie wyglądającej czarownicy…

Oceniam ten tytuł minimalnie niżej niż pozostałe trzy, które ukazały się w Polsce pod szyldem Hill House, ale to nadal jest bardzo dobry komiks. Stopniowe budowanie napięcia i niespieszne snucie całej historii Shudder oraz głównych bohaterek jest wciągające, i pozwala poczuć duszny i nieco klaustrofobiczny klimat tego miejsca. Zarówno Octavia jak i jej przyjaciółka mają swoje problemy i rozterki młodości, z którymi nie zawsze potrafią sobie poradzić. Są raczej outsiderkami, bez specjalnych ambicji i warunków na dobre życia. Mimo tego nie jest im obojętne to, co dzieje się wokół nich, czują że powinny zająć się rozwikłaniem zagadek które osaczają ich rodzinną miejscowość. Podczas imprezy w dawno opuszczonym ośrodku na wzgórzu, pod wdzięczną nazwą „Raj na ziemi” Octavia znajduje tajemnicze fosforyzujące grzyby, które odegrają w rozwiązaniu tajemnic niebagatelną rolę. Nawiązuje również płomienny romans ze swoją koleżanką z klasy Jessicą, i kiedy ta wyjawia jej głęboko skrywaną tajemnicę swojej rodziny i zostaje wplątana w bezwzględną grę pomiędzy dobrem a złem, Octavia bez chwili namysłu rusza jej z pomocą, a El nie odstępuje przyjaciółki na krok…

Kilka pomysłów bardzo mi się podobało, zwłaszcza pewne „schorzenie”, które dotyka niektóre kobiety mieszkające w miasteczku – genialny pomysł, mocno surrealistyczny i weirdowy, dodający całej historii smaku i kolorytu. Świetną pracę wykonała zarówno scenarzystka tego tomu – Carmen Machado, jak i młoda grecka rysowniczka Dani. Panie perfekcyjnie się dobrały i stworzyły naprawdę solidny komiks grozy, gdzie tajemnice dosłownie wylewają się z poszczególnych grafik, a klimat rodem z horroru odczuwalny jest od pierwszej do ostatniej strony. Oczywiście podczas lektury nasuwają się pewne zbieżności z innymi znanymi dziełami popkultury jak: „Silent Hill” czy „Stranger Things”, ale panie jedynie delikatnie zbliżyły się do tych tytułów, absolutnie nie miałem wrażenia, że ich opowieść to słaby plagiat czy opieranie historii na ogranych motywach, które sprawdziły się wcześniej. Skłaniałbym się nawet ku tezie, że w przypadku zbieżności z „Silent Hill”, bardziej chodziło autorce o autentyczne górnicze miasteczko Centralię, położoną w Pensylwanii, w którym to stanie dzieje się akcja komiksu, i w którym Machado dorastała.

Bardzo podoba mi się kreska Dani, która w połączeniu z doskonale dobranymi kolorami tworzy połowę magii tego komiksu. Wydawałoby się, że tajemniczy i mroczny klimat powinny tworzyć jedynie ciemne barwy i odcienie brudnej szarości, ale nic bardziej mylnego. Tamra Bonvillain używa całej palety kolorów, również bliskich pastelowym, a groza mimo to i tak czai się w każdym kadrze. Mam nadzieję, że to nie ostatnia współpraca autorek „Pośród lasu”, bo zdecydowanie rozumieją się i zachodzi między nimi ten rodzaj chemii, o który nam, czytelnikom powieści graficznych chodzi.

Mimo, że „Pośród lasu”, to komiks zdecydowanie przynależący do grozy, to autorka z dużą delikatnością i subtelnością wplotła w treść również kilka trudnych problemów społecznych, dotykających zwłaszcza małych miasteczek na uboczu i ich mieszkańców. Jak sobie radzić kiedy jest się innym? Jak znajdować w sobie siłę do wstania z łóżka, kiedy każdy dzień wygląda tak samo, a przyszłość zapowiada się szaro i przeciętnie? Myślę, że odpowiadanie sobie notorycznie na te pytania, pokonywanie swoich słabości i nie zdradzanie samych siebie i swych wartości, mogły finalnie wzmocnić obie główne bohaterki w walce ze złem. Były od małego nieświadomie hartowane, i być może przygotowywane do ról jakie mają odegrać w przyszłości. Może to zbyt daleko idące wnioski jak na 170-stronicowy horror, ale jakoś tak mi się to wszystko w głowie poukładało. Mamy więc czystą grozę, można powiedzieć klasyczną – potwory bez skóry, pół zwierzę-pół człowieka, czarownicę i tajemnicze i mocno makabryczne „zapadliska”. Ale mamy też grozę dnia codziennego, życia, do walki z którą potrzeba często więcej siły i samozaparcia, niż do wbicia wampirowi kołka w serce, czy strzelenie do pełznącego zombiaka. Ciekawie i pouczająco. Podobało mi się.