Muszę przyznać, że już sam tytuł mnie niesamowicie zaintrygował i przyciągnął uwagę. Słowo „kuklany” jest tak specyficzne, melodyjne, baśniowe, że nie można przejść obok niego obojętnie. I nawet Word je podkreśla – to ostateczny dowód na jego wyjątkowość 😉.

Historia opisana w tej dość krótkiej, bo 170-stronicowej powieści, kręci się wokół kilku osób oraz oczywiście tytułowego lasu. Wszyscy bohaterowie książki są w jakiś sposób ze sobą związani. Głównymi postaciami są z pewnością Natalia i jej schorowana mama, które mieszkają w rozpadającym się domku na skraju lasu. Natalia jest osobą dotkniętą pewnym stopniem niepełnosprawności umysłowej, ponieważ jako dziecko została kopnięta w głowę przez konia. Ten moment, te kilka chwil, stało się katalizatorem zdarzeń, które w przyszłości dotkną wielu ludzi. Autorka zwinnie lawiruje pomiędzy bohaterami, opisując zgrabnie ich historie i z czasem odkrywając kolejne tajemnice łączące poszczególne osoby. I tak poznajemy małego chłopca Maćka oraz jego rodziców, Karinę i jej chłopaka Pawła oraz kilka innych, mniej znaczących postaci. A wszystkich spaja tajemniczy las, który przyciąga, mami i obiecuje. Natalia, kiedy tylko ma wolną chwilę, biegnie pomiędzy drzewa za domem. Czuje się tam doskonale, wsłuchuje się w szumy, trzaski, słucha historii które opowiada wiatr lawirujący w koronach. Jest w tym coś magicznego, mistycznego, prastarego… Natalka uwielbia bawić się lalkami, a że jej i matce się nie przelewa (delikatnie mówiąc), jej jedynymi zabawkami są szmacianki, które robiła dla niej rodzicielka kiedy jeszcze była w stanie, bo obecnie jest przykuta do łóżka i codziennie walczy o każdy oddech, nie chcąc opuścić swojego ukochanego dziecka. Dziewczynka ukrywa swoje laleczki w mchu, w spękanych pniach, i gdzie tylko się da. Jedną z tych szmacianek znajduje Paweł, wracający nocą do domu po kłótni ze swoją ukochaną i wypiciu zdecydowanie zbyt dużej ilości alkoholu, inna z kolei wpada w ręce małemu Maćkowi, który wybrał się z ojcem na „męski wypad” i leśne szaleństwa. Sam las ma jednak wobec nich swoje plany, i wydaje się, że celowo zwabił ich do siebie. Wszyscy bohaterowie „Kuklanego” są pod silnym oddziaływaniem tegoż lasu, bo zdaje się on wpływać na świadomość, reagować na obecność człowieka, a jednocześnie być posłusznym tym, którzy znają jego magię i czasem proszą o pomoc…

Tak naprawdę nie jest to w moim odczuciu horror, raczej powiedziałbym że motywem przewodnim jest tu miłość i motywy demonologii słowiańskiej, które ściśle się ze sobą łączą i przeplatają, tworząc zgrabną i zwięzłą historię o pewnej tragedii i jej następstwach, które dotyczą wielu osób i mają kolosalny wpływ na ich dalsze życia. Wspominam o demonologii, bo Ania zabawiła się nieco konwencją i dostosowała do swojego pomysłu postać pewnego staro-słowiańskiego demona. Można się też pokusić o chwilę rozważań nad wpływem na tę powieść haitańskich wierzeń, bo wydaje mi się, że również one by nam to tu idealnie pasowały. Nie napiszę nic więcej, bo to byłby duży spoiler, ale te wierzenia sprzed setek lat spełniają w powieści decydującą rolę i ich wariacje są wielce oryginalnie zaadaptowane do historii. Oczywiście znajdziemy w książce strach, i to całkiem sporych rozmiarów. Ale jest to strach pierwotny – o własne dzieci, o ich niepewną przyszłość. Wtórują mu ból i złość, które są wynikiem zaprzepaszczonych szans, straconych nadziei i pretensji do losu, o to jak potraktował młode, niewinne istoty. Znajdzie się też miejsce na łzy i bezsilność, więc mamy tu całą paletę negatywnych emocji, które budują nastrój i dodają głębi opowiadanym przez autorkę historiom.

Jednak mimo ciekawie prowadzonej akcji, ja chyba nie jestem targetem dla tej powieści. Mam wrażenie, że skierowana jest ona głównie do kobiet, bo i kobiety odgrywają w niej najważniejsze role. Mężczyźni są właściwie dodatkiem, wypełniającym luki fabularne. To kobiety mają tu władzę, rządzą i dzielą, narzucają swoją wolę i egzekwują swe pragnienia. I oczywiście nie ma w tym niczego złego, uważam po prostu, że „Kuklany las” jest dla męskiego czytelnika zbyt delikatny. Mimo ciekawego motywu słowiańskiego, nie znajdziemy tu żadnej mocniejszej, w męskim mniemaniu, sceny. Są za to opisane sytuacje ciężkie w odbiorze zwłaszcza dla kobiet. Jest to dość delikatna historia, opisana ciekawie i bardzo płynnie. Ani przez chwilę nie będziecie się nudzić, jednak dla mnie jest zbyt prosto. Wielu rzeczy można się domyślić, połączyć sobie wcześniej fakty, sama okładka też wiele zdradza, bo powiem szczerze, że nie domyśliłem się w pierwszej chwili, że chodzi właśnie o kukiełki. „Kuklany” jest na tyle tajemniczym słowem, że może nie chciałem zbyt wcześnie obdzierać go z jego magii…

Najnowsza powieść Ani Musiałowicz to idealna lektura na wakacje. Krótka, treściwa i zamknięta. W sam raz na kilka godzin w ogrodzie, w cieniu ulubionego drzewa, którego szum i szepty sączą się do umysłu podczas lektury. Kto wie, może realne drzewa, i te opisane w „Kuklanym lesie” mają ze sobą więcej wspólnego niż nam się wydaje? 😉