To zagranie nieco poniżej pasa, bo każdy kto czyta polską grozę na bank słyszał o Kfasonie, a może nawet jest jego zagorzałym fanem i systematycznym bywalcem. Używanie więc takiego haczyka na czytelnika, to niezły chwyt… żartuję, do doskonały chwyt! Bo kto chociaż raz wybrał się w przesiąknięty deszczem i mgłą październikowy dzień do Krakowa, kierując swe kroki do Arteteki, ten doskonale wie o czym piszę i zdecydowanie powinien sięgnąć po nową książkę Grzegorza Kopca, pt.: „Eksperyment”. Ale nie tylko najlepszy polski konwent grozy przyciąga i zachęca do lektury. A dzięki czemu jeszcze warto poznać historie ukryte na kartach książki? Postaram się to Wam możliwie dobrze opisać, nie zdradzając przy tym zbyt wielu szczegółów. Co w przypadku powieści Grzegorza, jest jak zwykle bardzo trudne…
Na wspomniany już Kfason, wybierają się główni bohaterowie historii – nastolatkowie Franek, Adam i Aśka. Chłopcy znają się od dzieciństwa i fascynują literackimi horrorami, nie mogą więc przepuścić okazji aby poznać na żywo ukochanych autorów i swych literackich idoli. Równolegle do nich, pewna wzięta młoda dziennikarka, która od niedawna również stała się wielką fanką wszelkiej maści książkowej grozy, także planuje przybycie na konwent. Początkowo traktuje sprawę jako kolejny temat w pracy, ale po jakimś czasie, intensywnym researchu i przeczytaniu kilku horrorów wsiąka na całego i staje się praktycznie z dnia na dzień, psychofanką Wojciecha Dracha, który uważany jest za najlepszego polskiego autora horrorów i z którym ma przeprowadzić wywiad. Jednak ani ona, ani nastolatkowie nie spodziewają się, że tegoroczny Kfason zmieni ich życia nieodwracalnie i na zawsze.
Autor pogrywa sobie z czytelnikami, bawi się konwencją, miesza prawdziwych pisarzy i ich książki z tymi kompletnie wymyślonymi, ale i tak nawiązującymi do realnych nazwisk z polskiej literackiej grozy. Używa konwentu jako trampoliny do dużo straszniejszych wydarzeń, które zdecydowanie robią wrażenie i dają do myślenia. Ale jednocześnie oprócz czystej akcji, zwraca uwagę na pewne zagadnienia które z pewnością stawia przed sobą każdy autor literatury, nie tylko grozowej. Czy to co piszą jest wiarygodne? Czy takie sytuacje mogą mieć miejsce? Jak to dobrze i realistycznie opisać? I aby odpowiedzieć sobie na te pytania, Grzegorz rzuca (dosłownie) naszych bohaterów w wir szaleństwa i prawdziwej, realnej makabry.
Jednak prawie tyle samo w „Eksperymencie” horroru, co powieści detektywistycznej. Bowiem przez większość tej 500-stronicowej cegiełki prowadzimy razem z detektywem Michałem Majerem i jego francuską koleżanką po fachu Christine Benoit śledztwo w sprawie zaginięcia trójki wyżej wspomnianych dzieciaków z Lublińca. Młodzi ludzie pojawili się na Kfasonie, ale nie wrócili już po nim do domów. Przez większość powieści autor prowadzi nas przez to dochodzenie, przetykając żmudną detektywistyczną pracę ciekawymi wstawkami obrazującymi losy zaginionych. Przeważa tu jednak zdecydowanie akcja stonowana i spokojna, budująca klimat i odsłaniająca przed detektywami coraz więcej mrocznych i wynaturzonych sekretów tej pogmatwanej i wielowątkowej sprawy. Za to ostatnie sto stron to już totalna jazda bez trzymanki i nie dość, że wielbiciele krwawych i brutalnych scen nasycą oczy i wyobraźnię pokaźną ich ilością, to znajdzie się również całkiem sporo treści dla fanów nieco innego podgatunku horroru, a zwłaszcza pewnej mitologii która dawno temu dała początek całej gałęzi literatury, i bez której nic w XX-wiecznej grozie nie było takie jakim jest. Nie spodziewałem się takiego finału, i musze przyznać że jest wręcz filmowo spektakularny, choć cały czas mam wrażenie, że mocno B-klasowy. Być może dlatego, że pewne sceny wizualizujące mi się podczas lektury mocno nawiązują właśnie do takich nie do końca poważnych, lekko przekoloryzowanych scen z horrorów klasy B. Najwięcej skojarzeń miałem z „Drag me to Hell” i „Evil Dead”. Ale na przykład fani „Eyes Wide Shut” także nie powinni poczuć się zawiedzeni.
Z bohaterami swojej powieści autor niespecjalnie daje nam się zżyć (if you know what I mean), ale nie przeszkadza to wcale w polubieniu ich lub znienawidzeniu praktycznie z marszu. Może właśnie dlatego, że wiele z nich kończy swój literacki żywot szybko i boleśnie, Grzegorz od samego początku wyraziście ich przedstawia, uwypuklając ich najważniejsze cechy, które mają pomóc czytelnikowi we właściwym odbiorze danej postaci. Mnie osobiście niesamowicie irytowała francuska policjantka Christine… oraz dziennikarka Magda Wąsat, której postać uważam za najsłabszą w powieści, i która zupełnie nie przekonała mnie do siebie. Z osoby nie mającej niczego wspólnego z jakimkolwiek horrorem, staje się z dnia na dzień psychofanką, ślęczącą godzinami na serwisach społecznościowych. Jakoś mi to nie podeszło zupełnie.
Podoba mi się za to bezsprzecznie fakt, iż autor potrafi wkręcić odbiorcę w swoje wizje i kilka razy udaje mu się tak zakręcić akcję, że cofamy się w lekturze o stronę lub dwie nie wierząc w to co właśnie przeczytaliśmy. Przyznam, że kilka pomysłów jest naprawdę mocno nowatorskich i jak się już je pozna, to człowiek sobie myśli „kurde, no przecież!”. A jednak trzeba było na to wpaść i poprowadzić historię tak, żeby się wszystko ładnie zazębiało. Początkowo akcja „Eksperymentu” dzieje się oczywiście w Polsce i wokół Kfasonu, ale dość szybko zmieniamy lokalizację i lądujemy w stolicy Francji, wyczekując spotkania z jednym z najpopularniejszych autorów horrorów na świecie – Johnem Winchesterem. Tu także autor nawiązał mocno do rzeczywistości, bo takie spotkanie w Paryżu miało miejsce, tyle że z całkiem realnym i rzeczywistym Stephenem Kingiem. Grzegorz był na tym spotkaniu, stąd jego alternatywny opis w „Eksperymencie” jest świetnie przedstawiony i naprawdę można poczuć emocje z nim związane. Na spotkanie z Winchesterem do Paryża wybrała się wyżej wspomniana dziennikarka TV Wawel, Magdalena Wąsat wraz ze swoim chłopakiem – Jackiem. Otrzymała ona aż cztery bilety na relacjonowanym przez nią Kfasonie, i to nie od byle kogo, a od samego Wojciecha Dracha. Parze towarzyszą Monika i Irek, którzy wygrali dwie miejscówki w zorganizowanym przez Magdalenę konkursie.
Paryż staje się więc końcową destynacją dla wszystkich, i to właśnie w nim rozegra się akcja finałowa powieści, i to właśnie tam rozwiążą się wszelkie tajemnice, a sami bohaterowie dowiedzą się o sobie i otaczającej ich rzeczywistości szokujących i niespodziewanych rzeczy. Sam tytułowy eksperyment to próba odpowiedzi na ważne, można powiedzieć że wręcz egzystencjalne pytania, które przy odpowiednim sposobie patrzenia, mogą dotyczyć każdego z nas. Mimo specyficznego i zwodniczego przedstawienia przez autora, ma to głębszy sens i moim zdaniem powinno finalnie w czytelniku wywołać potężne „WOW”. Finał „Eksperymentu” wywołuje na zmianę uśmiech i niedowierzanie. Jak można było wpaść na coś takiego, i jednocześnie tak dobrze to opisać. Autor balansuje bowiem na granicy absurdu i na pewno znajdą się czytelnicy którzy tego nie kupią, bo to zdecydowanie grubymi nićmi szyte zakończenie. Mnie się nawet podobało, bo choć jest naiwne, to jest przy tym na tyle oryginalne i świeże, że można Grzegorzowi pewne nie do końca przepracowane aspekty wybaczyć.
Dziwna i nierówna jest to powieść. Okresy świetnie prowadzonej intrygi i tajemnicy, przeplatają się z nieco słabszymi scenami głównych bohaterów. Brutalność, śmierć i ludzkie zepsucie miksuje się tu z fascynacją, namiętnością i poświęceniem. A wszystko to dla wyższego dobra, dla czegoś co wymyka się ramom, co ciężko pojąć i zaakceptować.
Poeksperymentujcie z Grzegorzem, przeczytajcie tę powieść, bo zdecydowanie jest to powiew świeżości i bardzo ciekawe, niekonwencjonalne podejście do kwestii grozy. Mam duży zgryz z tym tekstem, rzadko trafia mi się taki problem, bo przeważnie jestem w stanie ocenić książkę po jednokrotnej lekturze, a tutaj nie jest to wcale takie proste i oczywiste.