Zgrabnie i dość niepozornie wydany zbiór graficznych opowieści, które zrodziły się w niesamowitym umyśle kreatora wyobraźni, literackiego wizjonera i niezłego świra – Neila Gaimana oraz jego przyjaciół.
Wszystkie historie dotykają w jakiś sposób sfery niesamowitości, czasem lżej, czasem całkiem mocno. Często wypełnia je także seksualność pod wszelkimi postaciami. To całkiem ciekawy miszmasz i ma pewien urok, chociaż ja chyba nie zostanę fanem. Wolę jednak czystą grozę, historie mroczne, nieoczywiste, duszne, ale nie ociekające seksem. Choć trzeba przyznać, że wraz z kolejnymi opowieściami narracja się zmienia, i seksu jest coraz mniej. Ustępuje on klimatom lovecraftowskim, które nie ukrywam, podane są ze smakiem i należytą dozą szaleństwa. Gaiman, wraz z rysownikami i scenarzystami poszczególnych przypowieści, odwołują się bardzo często do szeroko pojętej popkultury, obsadzając znane nam z kart książek postaci w miejscach dość niespodziewanych i z pozoru niepasujących. Jednak to działa, a takie ruchy powodują, że pewne historie możemy przeżyć na nowo, spojrzeć na nie z zupełnie nowej, najczęściej zupełnie niespodziewanej i pokrzywionej perspektywy. Spodziewajcie się niespodziewanego! Podoba mi się bardzo jak poszczególne opowiadania są w tym zbiorze rozmieszczone – zaczynamy spokojnie, aby przyzwyczaić naszą wyobraźnię do szaleństw powstających w głowach autorów, by po jakimś czasie lecieć na łeb na szyję, totalnie bez trzymanki, zapadać się w dziwnościach i brodzić w klimatach rodem z sennych majaków szaleńca, rechoczącego i szepczącego plugawe inkantacje, gdzieś w ciemności i brudzie swojej celi, na oddziale zamkniętym Szpitala Psychiatrycznego.
Pierwsza część, tytułowe „Historie prawdopodobne” łączy wspólny mianownik w postaci pewnego baru – „Diogenesa”. Miejsca, które nie działa według sztywnych norm, godziny jego otwarcia są przeróżne, ale zawsze można tam wpaść, zanurzając się w mroczną alejkę, wspinając po schodach i wkroczyć do swojego rodzaju azylu. Nikt tu nikogo nie ocenia, każdy zajęty jest swoimi sprawami i alkoholem, który jest zawsze dostępny, nawet wtedy kiedy aktualne prawo tego zakazuje. Przychodzą tam przeróżni ludzie, a opowieści które przybywają razem z nimi, często nie mieszczą się w głowie… ale nikt nie śmie podważać ich prawdziwości. Po prostu należy ich wysłuchać, słowa które wychodzą z ust naszych rozmówców, podlewane systematycznie whisky czy burbonem, składają się w czasem szalone, czasem mroczne przypowieści…
„Poczucie obcości” opowiada o mężczyźnie dotkniętym nie do końca zdiagnozowaną chorobą. Simon Powers jest samotnikiem i wyrzutkiem społecznym, bojącym się rozmawiać z kobietami, nawiązać z nimi bliższą więź. Poziom jego niedowartościowania przekracza wszelkie granice kiedy wydaje mu się, że zapadł na chorobę weneryczną. Błąka się więc po gabinetach lekarskich, przyjmuje kolejne dawki leków, ale największe spustoszenie choroba czyni w jego umyśle. I to ten aspekt historii jest zdecydowanie najciekawszy – co potrafi zrobić z nami nasz własny mózg, jak dostosować nas do zaistniałej sytuacji, zmienić i ukształtować do nowych warunków. Jeśli zerkniemy na sprawę z nieco innej perspektywy, przez szkiełko nadnaturalności, możemy wysnuć także kilka innych, ciekawych przemyśleń, do których idealnie pasować będą takie słowa jak: opętanie, przemiana, naczynie, psychoza. Ale przeczytajcie sami to krótkie opowiadanie, i wyciągnijcie swoje własne wnioski…
„Karmiący i karmieni” to prosta, ale niezwykle klimatyczna historia relacji młody chłopak – starsza pani. Oboje podnajmują pokoje w pewnej kamienicy, w pewien sposób wspierają się, wytwarza się między nimi bardzo mocna zażyłość, w pewnym momencie właściwie nie mogą bez siebie żyć. On – z poczucia dziwnego obowiązku wobec niej, Ona – bo jest najdziwniejszą babcią jaką kiedykolwiek poznacie. I uwielbia świeże, surowe mięso…
„Szukając dziewczyny” to w zasadzie smutna, seksualna podróż przez lata. Pewien dziewiętnastoletni chłopak w połowie lat 60-tych XX wieku, kupił Penthouse’a, przyniósł w wielkiej tajemnicy do domu i gdyby wiedział co stanie się kiedy go otworzy, pewnie długo zastanawiałby się czy to zrobić. Ujrzał bowiem, na jednej ze stron, uosobienie kobiecej doskonałości, seksualności i erotyzmu – a wszystko to pod postacią również 19-letniej, Charlotte. Dziewczyna ta, nieosiągalna dla niego, odcisnęła w nim swoiste piętno. Starał się żyć i pracować normalnie, powoli piął się po szczeblach kariery, został nawet dyrektorem artystycznym w dużej agencji reklamy, czy menadżerem szalonej rockowej kapeli, ale co jakiś czas widział w Penthousie Charlotte. Kobietę – tajemnicę, przybierającą co chwilę inne imię, zmieniającą fryzury i frywolne pozy na kolejnych rozkładówkach. Kiedy jednak pytał o nią wydawcę czy fotografów okazywało się, że nikt tak naprawdę jej nie zna. Przychodziła, robiła swoje i znikała. Czas mijał, a ona nadal wyglądała świeżo i dziewczęco, nadal była tą samą dziewiętnastolatką. Aż do pewnego dnia, wiele lat później, kiedy był już wziętym fotografem, z całym bagażem życiowych doświadczeń, usłyszał pukanie do drzwi…
„Pora zamykania” jedna z najlepszych historii z całego zbioru. O to właśnie chodzi! Ostatnia tego wieczoru opowieść wypowiedziana w „Diogenesie”, zamykająca jednocześnie tę część „Historii prawdopodobnych”. Kwintesencja niesamowitości i tajemnicy. Młodzi chłopcy, tajemnicze leśne drogi do domu, opuszczona i zrujnowana posiadłość oraz mały domek zabaw dla dzieci, wciśnięty w leśną gęstwinę. Jedyne co tu nie pasuje, to dziwnie diabelska kołatka na drzwiach. Czy ktoś odważy się zapukać i wejść do środka… ? Przypowieść o młodzieńczej ciekawości i strachach, które towarzyszyć będą niektórym aż do końca ich długiego, pełnego bólu życia. Bardzo dobre opowiadanie, pod płaszczykiem tajemnicy kryje się coś dużo bardziej złowieszczego – przynajmniej ja to tak odbieram.
Powyższe historie zostały bardzo klimatycznie zilustrowane przez Marka Buckinghama i Chrisa Blythe’a. Podoba mi się ta kreska, idealnie pasuje do zatęchłego małego pubu, do klaustrofobicznej ciasnoty wypełnionej odorem alkoholu i mrocznych przeżyć jego klientów.
„Tylko kolejny koniec świata, nic więcej” na podstawie scenariusza P. Craiga Russella, z rysunkami Troya Nixeya, to już zupełnie inna kolorystyka i forma. Kreska zdaje się być nieco ordynarna i prymitywna, fizys postaci jest paskudny i karykaturalny. Co doskonale pasuje do samej historii, brudnej, chamskiej i niesamowitej jednocześnie. Jest to bowiem przypowieść, która oddaje hołd Cieniowi z Providence – Mistrzowi Lovecraftowi. Jej akcja dzieje się w Innsmouth, a bohaterem jest pewien jegomość, doskonale znany nam z literatury i filmu. Lawrence Talbot i jego przypadłość, objawiająca się comiesięczną przemianą w wilkołaka, staną naprzeciw Bogom z Głębin, wynaturzeniom spoza czasu i przestrzeni, które chcą, jak zwykle zresztą, doprowadzić do końca świata. Oniryczny klimat, szalone wizje, potwory żywcem wyjęte z Mitologii Cthulhu, ukłon w stronę popkultury – świetna historia, poprowadzona nowatorsko i z polotem, pełna jednocześnie mroku i wywołująca co chwilę dziwny wyraz twarzy, który można opisać krótko: WTF?
„Studium w szmaragdzie” każdemu kojarzy się jednoznacznie. Wiktoriańska Anglia, Sherlock Holmes i Arthur Conan Doyle. A gdybyśmy dorzucili do tego pewne smaczki – co powiecie na Wielkich Przedwiecznych? Fenomenalna kreska Rafaela Albuquerque, znanego miłośnikom rysunkowego horroru z wyśmienitego „Amerykańskiego wampira”, wpisuje się perfekcyjnie w akcję i klimat XIX wieku. Stonowane barwy, rozmyte krawędzie i tła – bardzo przyjemnie czyta się tę historię. A jest to porywająca wariacja o przygodach pewnego detektywa i jego wiernych pomocników. Autorzy doskonale bawią się konwencją, mieszając, oszukując i zaskakując czytelnika swoimi pomysłami. Znajdziemy tu coś dla fanów klasycznej grozy, ukłon w stronę pionierów straszenia, ale i szczyptę nieco zawoalowanego humoru. Historia tu opowiedziana, to szalona fantazja rodem z Alicji w Krainie Czarów, niby wszystko jest tak jak być powinno, ale do czasu, bo kiedy poznajemy detale i zagłębiamy się w śledztwo, możemy poczuć się zdecydowanie skołowani. Zarówno Neil jak i Rafael (który oprócz oprawy graficznej tej opowieści, miał także udział w scenariuszu), z całą pewnością bawili się przy tym projekcie równie dobrze, jak jego późniejsi czytelnicy podczas lektury. Brawo!
„Problem Zuzanny” Lewis Carroll po LSD – tak to widzę. Szalone sny o Narnii, zdecydowanie alternatywne przygody czwórki doskonale znanych nam dzieciaków. Ale też rozmowy o książkach pewnej młodej damy ze starszą pisarką. Wymiany poglądów, ciekawe anegdoty, a wszystko to okraszone niesamowitością i tajemnicami. Fajna historia, można z niej wynieść intrygujące wnioski – czy bajki dla dzieci faktycznie są dla dzieci, czy tylko zdają się nimi być? I jak czas je zmieniał? Podobnie ma się sprawa z kolejną, króciutką historią pt.: „Zamki”, bardzo dobrze obrazującą zmiany jakie zachodzą w nas wraz z upływem czasu, oczywiście na podstawie prostych historii. Czytając, czy słuchając tej samej baśni, osoba dorosła zwróci uwagę na inne aspekty, dziecko na inne. Młodzi ludzie i ich wyobraźnia, nie są obciążeni życiowymi doświadczeniami tak jak ich rodzice. Spoglądają na świat naiwnie, dopowiadając sobie lub tłumacząc daną sprawę na swój własny, prosty sposób. Rodzice, pełni doświadczenia i przeżyć, wspomnień, widzą to samo zupełnie inaczej, nasuwają im się inne wnioski i przemyślenia. Ciekawie przedstawiona jest tu kwestia dojrzałości odbiorcy. Nieco to smutne, bo widać dobitnie, że z czasem tracimy w sobie magię, a zaczynamy być twardo stąpającymi po ziemi nudziarzami i pragmatykami…
„Październik w fotelu” fantastyczne spojrzenie na kwestię przemijania i samotności. Poszczególne miesiące roku, przybierając ludzką formę, opowiadają sobie wzajemnie historie nawiązujące do uczuć, które kojarzą z nimi ludzie. Do głosu dochodzi Październik, a jak wiadomo przynosi on jesień i zwiastuję zimę, więc jego historia pełna jest smutku, odosobnienia, strachu, ale także determinacji i miłych momentów, które mogą odnosić się np. do pięknych, kolorowych, ciepłych ale krótkich październikowych dni… Pewien chłopiec, nierozumiany przez otoczenie, nękany przez starszych braci, postanawia zniknąć. Ucieka z domu, włóczy się po polach i lasach aż spotyka swojego rówieśnika, z którym spędza dzień na zabawach i rozmowach. Wszystko wydawałoby się pozytywne i miłe, należy jednak wspomnieć o tym, że towarzysz zabaw już nie żyje…
„Dzień, w którym przybyły spodki” – miłość i tęsknota przesłaniają nam często cały świat. Dzięki tylko kilku grafikom, w nieco humorystyczny i dobitny sposób zostało nam to tu przedstawione. Zapewne podobnie jest z innymi silnymi uczuciami – śmiercią czy stratą. I nie do końca wiadomo, o które z nich tutaj chodzi. Bo jakby się zastanowić, pasują wszystkie…
Szczerze mówiąc, nie wiedziałem czego się spodziewać po tym zbiorze. Wiedziałem, że wyobraźnia Neila Gaimana mnie nie zawiedzie, ale nie sądziłem że dostarczy mi tak szeroką gamę przeróżnych wrażeń. Bo tutaj nie tylko szalone pomysły plusują. Autorom udało się przemycić także pewne prawdy życiowe, zmusić czytelnika do przemyśleń, zaszokować, zniesmaczyć i spowodować ciarki biegnące wzdłuż kręgosłupa. Udało im się zebrać tak szaloną paczkę historii, że powinna ona zadowolić najbardziej wybrednego czytelnika komiksów. Nawet jeśli nie spodobają się wam wszystkie historie, to idę o zakład, że zdecydowana większość pobudzi waszą wyobraźnię, każe się na chwilę wstrzymać z lekturą i pomyśleć o tym co właśnie przeczytaliście. Najwięcej smaczków znajdą tu chyba dla siebie fani grozy, chociaż nie brakuje też wątków fantastycznych i nadnaturalnych. Jedne historie są stonowane i spokojne, drugie aż kipią energią i zwariowanymi pomysłami. Według mnie jest to jeden z najlepszych zbiorów krótkich opowieści graficznych jakie czytałem, i zdecydowanie polecam go każdemu. Zresztą, jeśli sięgacie po coś co sygnowane jest nazwiskiem Neila Gaimana, to z grubsza wiecie, czego możecie się spodziewać i czy was to zadowoli. Mnie zadowoliło. I to jeszcze jak!