Tomek Sablik – „Winda”

Gdyby na Wikipedii można było rozwijać nieco bardziej definicje, to nowa powieść Tomasza Sablika, powinna znaleźć się w odpowiednim okienku jako idealny przykład opisu do hasła: „zasłona dymna”. Zainteresowani? To zapraszam 😊

Tytułowa winda zainstalowana jest w pewnej kamienicy w Bielsku-Białej. Budynek ten, mieszczący się przy ul. Emilii Plater 18 był i jest świadkiem wielu przerażających i niewyjaśnionych zniknięć lokatorów, tajemniczych i krwawych wydarzeń, których epicentrum wydaje się znajdować na ostatnim, czwartym piętrze. Winda jest również źródłem wręcz panicznego lęku budzącego się w pewnym mężczyźnie, mieszkańcu lokalu numer 19, który jednocześnie jest głównym bohaterem tej powieści i absolutnie pierwszoplanową postacią na wielu płaszczyznach. Robert Rot jest taksówkarzem i mieszka razem z ukochaną żoną Alicją i dwiema uroczymi córeczkami. Jest to potężnie zbudowany mężczyzna, niemal dwumetrowy kolos, który niegdyś tytułował się „królem Bielska” i korzystał z życia jak tylko mógł. Obecnie spokojny, stonowany, cichy ojciec i mąż. Robert cierpi na potężne migreny, ból praktycznie codziennie atakuje go i uniemożliwia normalne funkcjonowanie. Rot próbuje z nim walczyć mocnymi lekami, opiatami, które co prawda szybko pomagają, ale także silnie uzależniają i mogą powodować poważne skutki uboczne, na przykład halucynacji…

Mimo przeciwności Robert stara się jak może, aby jego rodzinie niczego nie zabrakło, tym bardziej że jest z żoną na małym małżeńskim zakręcie i walczy z całych sił, aby wszystko było idealnie. Pewnego dnia nasz bohater poznaje w taksówce młodego chłopaka – Andre, z którym szybko łapie kontakt i który staje się po części powiernikiem jego problemów i przyjacielem, bo z tymi u Rota bardzo krucho. Tymczasem Robert zaczyna mieć dziwne omamy i brutalne wizje. Zawiesza się, ma zaniki pamięci i coraz gorzej się czuje. Kiedy pewnego wieczora traci świadomość na kilka godzin, dochodzi do wniosku, że musi wziąć się w garść i rozwiązać te tajemnicze zagadki. I jeszcze ta winda… która napawa go bezgranicznym strachem i wywołuje panikę ilekroć mężczyzna znajduje się niedaleko niej.

Tyle grozy, bo mamy tu także proszę państwa naprawdę solidną dawkę kryminału i nawet powieści detektywistycznej! Akcja prowadzona jest bowiem dwutorowo, z jednej strony widzimy świat oczami taksówkarza, z drugiej zaś mamy lekkoducha o imieniu Samuel, pracownika osiedlowej administracji, który nikogo i niczego nie traktuje poważnie. Ale niedługo ma się to zmienić, bo pewnego dnia dostaje z pozoru proste zlecenie przesłania naszemu bohaterowi zapisu z kamer w klatce schodowej kamienicy w której mieszka rodzina Rotów. Jedno nierozważne kliknięcie na „play” zmienia jednak wszystko w życiu tego młodego człowieka. Wątek detektywistyczny wiąże się również z tajemniczymi zaginięciami i samobójstwami osób mieszkających w kamienicy przy ul. Plater. Samuel nieco wbrew sobie, a na pewno wbrew zdrowemu rozsądkowi angażuje się w prywatne śledztwo i pragnie rozwikłać coraz bardziej zapętlające się zagadki… I tyle wam powiem, resztę musicie sobie przeczytać sami, ponieważ każde następne zdanie ujawni zbyt wiele istotnych dla fabuły i dobrej zabawy informacji.

Podobnie jak w przypadku debiutanckiej powieści Tomka – „Próby sił”, której redakcja i korekta zostały zmasakrowane kompletnie przez nieudolność i absolutnie olewcze podejście pracowników Novae Res, także tutaj mocnym punktem są dialogi. Widać, że autor pracuje nad ich realizmem i szlifuje mocno warsztat, bo czyta się je naturalnie i właściwie nie zwraca na nie specjalnej uwagi, co moim zdaniem stanowi o ich sile i jakości. Tomkowi udało się także doskonale zabawić z czytelnikami. Ja pewnych rzeczy się domyśliłem, ale finalny twist i tak wywołał we mnie efekt WOW. Jedna z końcowych scen książki, kiedy Samuel odwiedza żonę Roberta – Alicję aby pomóc jej w naprawie komputera, i rzeczy które się tam dzieją, to kwintesencja grozy i perfekcyjnie skonstruowane zakończenie historii. To jeden z lepszych finiszów w grozie jakie czytałem w ostatnich latach. Chapeau bas dla autora. Podoba mi się również bardzo fakt, jak dojrzale autor prowadzi akcję. Jest oczywiście wątek główny, ale odchodzące od niego i przeplatające się z nim nitki poboczne, są wyraźnie zarysowane i bardzo ładnie rozpisane. Nawet bohaterowie pojawiający się „na chwilę” są wyraziści i trójwymiarowi.

Genialnie pokazane jest także szaleństwo jakie opanowuje umysły osób uwikłanych w przedziwne zdarzenia opisane na kartach książki. Powolne staczanie się niektórych osób w odmęty szaleństwa, mylenie koszmarów z realnym życiem, nieustanne nerwy, stres i próby odnalezienia się w otaczającej ich rzeczywistości, to bardzo mocny punkt programu. Rzekłbym nawet, że nadaje całości kolorytu i głębi. Można na tę historię spojrzeć bowiem wielorako. Ja dostrzegłem w niej nawet pewne bardziej i mniej oczywiste nawiązania do wiodącej u nas religii. Można też „Windę odbierać tak, jak napisałem wcześniej – horror lub studium psychologiczne szaleństwa. Złotym środkiem będzie chyba opcja aby to wszystko wymieszać w wyobraźni, i stworzyć naprawdę apetyczny koktajl. I taki odbiór powieści Tomka zdecydowanie wam polecam.

Są jednak także lekkie minusy, żeby nie było zbyt słodko. Ale dotyczą jedynie warstwy logicznej i w niewielkim stopniu wpływają na odbiór całości. Właściwie jak czytam to co sobie wypunktowałem w trakcie lektury, to podejrzewam że zdecydowana większość z was niczego nie zauważy. Ja taki trochę czepliwy jestem w kwestii ciągłości i logiki zdarzeń 😉

W kilku miejscach są też proste powtórzenia, które moim zdaniem powinny być wyłapane na etapie korekty i redakcji przez wydawnictwo. Ale tak jak mówię, to drobiazgi i z perspektywy czytelnika który „Windę” ma za sobą, nie warto się nad nimi pochylać. Ja podesłałem Tomkowi prywatnie swoje uwagi po to tylko, żeby wprowadzić ewentualne poprawki w pliku i aby kolejne dodruki (a nie mam wątpliwości, że będzie ich sporo) były jeszcze lepszej jakości.

Już czytając „Próbę sił” wiedziałem, że Tomasz Sablik przejawia duży talent do snucia tajemniczych historii, i nawet warsztat debiutanta oraz Novae Res nie były w stanie zepsuć ogólnego wrażenia, że ten gość zajdzie daleko i wysoko, jeśli tylko będzie się należycie skupiał na pracy i nieustannie szkolił. „Winda” utwierdziła mnie tylko, że moje przypuszczenia są jak najbardziej prawidłowe. Jeśli to wasze pierwsze spotkanie z tym autorem, to zapiszcie sobie gdzieś jego nazwisko. On jeszcze w polskiej (i mam nadzieję, że nie tylko) grozie srogo namiesza. Wiem, że ostro pracuje nad kolejnymi powieściami i szczerze mówiąc nie mogę się ich doczekać, bo już jest bardzo dobrze, a myślę że będzie tylko lepiej. „Winda” to pełnokrwisty horror, świetnie podany i zbalansowany. Znajdziemy tu zarówno mocne i krwawe sceny, z wypływającymi gałkami ocznymi i masakrowaniem ciał, jak i kameralne, klimatyczne, czarno-białe niepokojące przygody głównego bohatera i nie tylko. Wszystko kręci się wokół tej piekielnej windy, ale czy na pewno? Może autor tylko się z nami bawi, może snuje swą historię tak zawile i pokrętnie, że w końcu sami nie możemy połapać się w tym co jest prawdą, a co sennym koszmarem? Siadajcie wygodnie w fotelu, zróbcie sobie dobrą herbatę, przygaście światła i zanurzcie się w otchłań szaleństwa dzieloną z pewnym bielskim taksówkarzem…

Na sam koniec, klasycznie kilka słów o samym wydaniu. Jak zwykle Vesper stanął na wysokości zadania, podobnie jak Dawid Boldys i jego Shred Perspectives Works. Tym razem oprócz fenomenalnej okładki, Dawid stworzył też klimatyczne ilustracje, które pojawiają się w książce. Świetna robota, zdecydowanie podtrzymuje klimat powieści i pozwala na chwilę przerzucić się z literek na obrazki, nie tracąc nic z mroku i atmosfery 😉