Palcojad 3
BĘDĄ SPOJLERY – NAJLEPIEJ PRZECZYTAĆ PO ZAKOŃCZENIU SERII 😊
W końcu zaczynają się pojawiać odpowiedzi! I dość zaskakujący nowi pierwszoplanowi bohaterowie, którzy do tej pory przedstawiani byli w zdecydowanie negatywnym świetle, a tymczasem nagle zyskują nowe oblicza. Co prawda nie wszyscy, bo z niektórymi mamy niestety sytuację dokładnie odwrotną…jednym słowem – dzieje się! Akcja pędzi na łeb na szyję, nieuchronnie zbliżamy się do najważniejszych momentów całej historii, czyli odpowiedzi na kluczowe pytania! Od samego początku przygody z „Palcojadem” miałem wrażenie, które utwierdziło się teraz ostatecznie, że jest to komiks narysowany i napisany pod film, lub serial. To gotowy materiał, który bardzo łatwo można przenieść na ekran. Wszystkie ciekawe fabularne zabiegi, retrospekcje, wtrącenia, opisy – to po prostu scenariusz – wystarczy nieco funduszy, zdolny reżyser i mamy gotowy murowany hit. Widać także w całej opowieści Williamsona i Hendersona bardzo dużo nawiązań do kinematografii, mnie się komiks mocno kojarzy z filmowymi adaptacjami prozy Stephena Kinga – „TO” czy „Dreamcatcher” pojawiały mi się w głowie dosyć często. Widzę tu też uśmiech w stronę fanów „Stranger Things”, a pewnie takich smaczków jest dużo więcej.
Powoli zazębiają się wszystkie wątki, ale to nie jest tak, że w trzecim „Palcojadzie” mamy już tylko prostą drogę do finału. Twórcy postarali się o to, żeby maksymalnie długo przytrzymać czytelników w niepewności i tajemnicy. Pojawiają się nowe powiązania pomiędzy bohaterami, jedne oczywiste, inne kompletnie zaskakujące. Do naszej „wielkiej trójcy” głównych bohaterów, a więc Warrena, Crane i Fincha, dołącza czwarta osoba, o której jakiś czas temu pisałem że odegra tu zdecydowanie większą rolę niż początkowo mogłoby się to wydawać. Dosłownie ze strony na stronę zmieniają się także diametralnie stosunki i uczucia jakimi postaci nawzajem się darzą i jest to niezły rollercoaster wrażeń. Alice i Shannon godzą się, Finch zostaje porwany, Warren postrzelony a agentka Barker, opętana żądzą mordu i zemsty ucieka ze szpitala psychiatrycznego, w którym została zamknięta po zamordowaniu agenta Carrolla…jak sami widzicie akcji nie brakuje. Kiedy dołożymy do tego objawienie nam się Pana – głównego sprawcy całego chaosu w miasteczku i osoby, która od wielu lat pociąga za wszelkie mroczne sznurki – atmosfera nam się bardzo mocno zagęszcza. Cała trójka w pewnym momencie zostaje ranna i wydaje się, że szala zwycięstwa zaczyna przechylać się na korzyść potwora, który za cel obrał sobie tworzenie innych ludzkich bestii i wykorzystywania ich do własnych celów, a teraz czując zaciskającą się na gardle pętlę, podejmuje bardzo drastyczne kroki aby tajemnica Buckaroo nigdy nie wyszła na światło dzienne…Odnośnie światła dziennego, to zauważyłem że w tej części bardzo mało jest akcji za dnia – zdecydowana większość komiksu to lokacje mroczne, ciemne, wilgotne – tunele pod miastem, dziwne jaskinie i zaciemnione pomieszczenia. Przynajmniej do pewnego momentu, bo chwilę przed tym kiedy cała nasza ekipa zostaje porwana i doprowadzona przed oblicze Pana, wielka jasność spływa na Buckaroo. Ale z tą jasnością niestety przychodzi śmierć i pożoga.
Cały finał historii Palcojada ma miejsce oczywiście w najbardziej tajemniczej lokacji ze wszystkich. Dowiadujemy się tam (o ile ktoś się wcześniej nie domyślił, bo były bardzo mocne sygnały) kim jest Pan, co odkrył i co stworzył w ogromnej sieci tuneli ciągnących się pod całym miasteczkiem. Znowu dużo przeszłości i retrospekcji, bólu i niezrozumienia, ale samo wyjaśnienie odpowiedzi na pytanie, które przewija się i nurtuje czytelnika od samego początku, nieco mnie zawiodło. Spodziewałem się jakiejś petardy, czegoś szokującego i głębokiego. Tymczasem otrzymujemy właściwie powód najprostszy ze wszystkich możliwych. Ten mały zawód osładza nam nieco postać Warrena który znów, niczym kameleon zmienia obozy jak rękawiczki, nie wiadomo kiedy można mu wierzyć, a kiedy do głosu dochodzi jego prawdziwe „ja”. Cały czas jestem pod ogromnym wrażeniem tego gościa, jego wielowymiarowości, wszystkich ról które odgrywa, tego co dzieje się w jego głowie nawet nie próbują pojąć, bo coś czuję że to naprawdę konkretna czarna otchłań z kłębiącymi się wewnątrz mackami szaleństwa. Warto poświęcić te kilka godzin i przeczytać całość chociażby tylko dla Warrena.
Żeby nie zdradzać już więcej i nie psuć wam zabawy, nie pozostaje mi nic innego jak powoli kończyć i dołożyć kilka zdań podsumowujących moją przygodę z „Palcojadem”. Nie mam jeszcze wielkiego doświadczenia w komiksowym świecie, wiele znakomitych serii przede mną, ale póki co te trzy zbiorcze tomy w kategorii grozy wyczerpują temat bardzo solidnie. Jest mrocznie, tajemniczo, momentami bardzo krwawo, historie poszczególnych seryjnych morderców także zasługują na uwagę, podobnie jak warstwa psychologiczna całości. Mimo, że faktyczną odpowiedź na jedno z pytań postawionych w historii otrzymujemy pod koniec trzeciego tomu, to tak naprawdę od samego początku autorzy starają się nam wytłumaczyć, że ci skrzywieni ludzie nie zawsze są źli z natury, chociaż często tak bywa niestety. Jest szereg czynników warunkujących i niejako pchających „normalnych” ludzi w odmęty szaleństwa i brutalności. Złe wychowanie, molestowanie, słaba psychika, a nawet rzecz tak z pozoru błaha jak dokuczanie w szkole. I to wszystko nie tyczy się tylko tego komiksu, bo w rzeczywistości jest podobnie. Cieszę się, że ekipa tworząca „Palcojada” nie poszła na skróty w tanią, brutalną i płytką rozrywkę, a starała się pokazać ciut więcej. Oczywiście komiks ma nas bawić (nie mylić z rozśmieszaniem), straszyć, niepokoić ale też intrygować i pozostawiać niedosyt po każdym zakończonym tomie. I to się chłopakom zdecydowanie udało, bo jak tylko kończyłem czytać którąś z trzech części, od razy praktycznie zabierałem się za kolejną, tak bardzo wciągnęły mnie historie i postaci, z doskonale wykreowanymi charakterami i świetnie narysowane oraz pokolorowane (tu mamy polski akcent, bo kolorem zajmował się w tej serii nasz rodak Adam Guzowski). Jest to zamknięta, pełna ludzkich tragedii, nieco zakręcona, i dość straszna w pewnych aspektach opowieść – z wiadomych przyczyn momentami kojarzyła mi się ze świetnym „Mindhunterem”, który również przepełniony jest tym swoistym lepkim mrokiem. A może tylko ja to tak odbieram, bo od zawsze fascynowali mnie seryjni mordercy, pisałem nawet o nich licencjat dawno temu. Więc to był też troszkę taki powrót na studia, i wspomnienie tych zarwanych nocy, wypełnionych krzykami ofiar, psychologią, pytaniami bez odpowiedzi i ciemnością, która czai się w wielu osobach…a może w każdym z nas?