Buckaroo, małe miasteczko niedaleko Portland w stanie Oregon, w północno-zachodniej części Stanów Zjednoczonych, na wybrzeżu Pacyfiku. Małe, ale jedyne w swoim rodzaju, bo wywodzi się z niego aż szesnaścioro ludzi uznanych powszechnie za seryjnych morderców, czyli osób mających na koncie przynajmniej pięć morderstw. Najsłynniejszym z nich jest zdecydowanie Edward Warren alias „Palcojad”. Oskarżany o cały szereg ciężkich przestępstw, m.in. porwań, gróźb karalnych, obnażania się publicznie, czynnej napaści czy wreszcie o 45 zarzutów morderstwa pierwszego stopnia…zostaje uniewinniony przez sąd w Los Angeles i wraca na „stare śmieci”, właśnie do Buckaroo… Ten bardzo inteligentny i wyrafinowany oraz pewny siebie mężczyzna wybrał sobie na modus operandi porywanie ludzi, którzy obgryzają sobie paznokcie. Więził ich, bił, a kiedy ich paznokcie odrosły, obgryzał palce do kości, po czym zabijał…nic więc dziwnego, że mieszkańcy miasteczka „są nie do końca zadowoleni” z wyroku sądu i faktu, że seryjny morderca, a teraz wolny człowiek, mieszka tuż obok. Mają jednak związane ręce, chociaż nie brakuje prób wymierzenia Warrenowi sprawiedliwości na własną rękę.
Do miasta przybywa agent NSA Eliot Carroll, który jest zafascynowany mroczną historią miasteczka i pragnie rozwikłać tajemnicę, dlaczego akurat tutaj rodzi się tak wielu seryjnych morderców. Co sprawia, że mała mieścina wypluwa z siebie tyle zła? Kiedy wydaje mu się, że rozgryzł całą historię, prosi o przyjazd swojego wieloletniego przyjaciela Nicholasa Fincha, specjalistę w kategorii wyciągania z ludzi zeznań, torturowania i uzyskiwania odpowiedzi na czyjeś konkretne pytania, aby podzielić się z nim rezultatami swojego prywatnego śledztwa. Początkowo sceptyczny i niechętnie do tego nastawiony Finch finalnie zgadza się i przybywa do mieściny gdzie bardzo szybko okazuje się, że Eliot zaginął…
A to dopiero zarys wstępu, bo dzieje się w pierwszym Palcojadzie bardzo dużo. Wątki przeplatają się, dobrze wykreowani bohaterowie zawierają sojusze i starają się dowiedzieć co tak naprawdę się wokół nich dzieje, a ponieważ ofiar brutalnych morderstw przybywa, tubylcy są zestresowani i nerwowi. Dodatkowo gdzieś z mroku przygląda im się ktoś lub coś, co pociąga za większość sznurków zwisających z ciemnego, deszczowego nieba, które rozciąga się nad samym Buckaroo, ale także nad okolicznymi lasami i górami. Wydaje się, że miasto jest jakimś przedziwnym tyglem zła, przedsionkiem Piekła na Ziemi i miejscem które tworzy z ludzi potwory. Mieszkańcy którzy nie wiedzieć czemu nadal tam mieszkają, pracują i starają się żyć normalnie, mimo że praktycznie każdy z nich ma jakieś, mniejsze lub większe, powiązania z którymś z morderców, wydają się mieć swoje tajemnice. Coś demonicznego wisi nad tym miejscem i ma bardzo zgubny wpływ na ludzi, a zwłaszcza na dzieci. Ktoś sączy do ich uszu czyste zło, i powoli, systematycznie zmienia ich myślenie i postępowanie.
Są jednak osoby którym leży na sercu dowiedzenie się prawdy o miejscu w którym żyją i być może doprowadzenie do sytuacji, że Buckaroo przestanie być kojarzone jedyne ze śmiercią. Są wśród nich miejscowa szeryf – Shannon Crane, która bardzo szybko znajduje wspólny język z Finchem i wspólnie zaczynają zastanawiać się nad tajemnicami i mrokiem spowijającym miasteczko, oraz licealistka Alice Glory, która jest dość niezdrowo zainteresowana wszelkimi tematami związanymi z mordercami i ich ofiarami. Wydaje mi się, że może odegrać w całej historii znaczącą i ogromną rolę.
Komiks został stworzony przez Josha Williamsona i Mike’a Hendersona, a ten tom wydany u nas przez EGMONT, to 10 pierwszych zeszytów serii wypuszczonej pierwotnie przez Image. Muszę przyznać, że dawno nic mnie tak nie zaintrygowało i z niepokojem i fascynacją śledzę poczynania głównych bohaterów „Palcojada”. Mimo, że czekają mnie jeszcze dwa polskie zbiorcze wydania, za które zabieram się z wielką przyjemnością za chwilę, to wprowadzenie do historii i prowadzenie jej przez chłopaków jest świetnie wykonaną pracą. Nic nie wydaje się być tu oczywiste, ciężko się czegoś domyślić, a ja sam zdążyłem w trakcie lektury kilka razy zmienić swoje nastawienie do niektórych postaci, przede wszystkim do Warrena który swoim zachowaniem wzbudza naprzemienny niepokój i fascynację. Świetnie wykreowana postać. Co więcej nie mamy tu jednego czy dwóch wiodących charakterów, ale całą gamę postaci, które na pewno na dłuższy czas zagoszczą w wyobraźni czytelników, bo ich konstrukt, role i działania doskonale wpisują się w mroczny, ciężki i mokry klimat amerykańskiego miasteczka. Momentami miałem wrażenie, że czytam scenariusz Twin Peaks, tylko dużo bardziej krwawy i brutalny. Jestem po niedawnej lekturze komiksu „Coś zabija dzieciaki”, który także jest horrorem, także mamy małe miasteczko, potwory (dosłownie) i tajemnice, ale porównując złożoność historii Palcojada do dzieła Jamesa Tyniona i Werthera Dell’edera – dzieli ich przepaść pod praktycznie każdym względem.
„Palcojad” to uczta nie tylko dla wyobraźni, ale także dla oka. Wydanie EGMONTU to majstersztyk – twarda oprawa, format a4, minimalistyczna przykuwająca wzrok okładka, świetnej jakości papier i kolory – czuć że mamy do czynienia z profesjonalistami i ja osobiście chciałbym mieć u siebie tylko takiej jakości komiksy, nie tylko od jednego wydawcy, ale zdecydowanie optuję za opcją aby inni się na nim wzorowali 😉
Pierwszy tom Palcojada kończy się dość niespodziewanie, bo ostatnie kilkadziesiąt stron to ukłon w stronę czytelnika w postaci całego mnóstwa materiałów bonusowych. Zaczynając od dość klasycznego zabiegu jakim jest Galeria Okładek, poprzez scenariusz do pierwszego zeszytu, aż po oryginalną propozycję wydawniczą oraz szkicownik. Dzięki temu możemy jeszcze chwilę pozostać w klimacie historii, zobaczyć skąd, jak i po co się to wszystko wzięło, a także docenić ogrom pracy jaki wykonali twórcy tego projektu. Mimo, że sam temat seryjnych morderców, małego miasteczka i jakiegoś „zła” wydaje się do bólu i na wszelkie strony przeorany, to ta historia jest naprawdę warta uwagi. Tutaj będzie jeszcze drugie, a może i trzecie dno – zbyt wiele osób jest w tę historię zaangażowanych i za dużo poruszono tu wątków, na które zerkamy z różnych perspektyw, aby finalnie otrzymać coś słabego i płytkiego. To byłaby ogromna przykrość i zawód, ale myślę że do tego nie dojdzie.