https://nonstopcomics.com/produkt/cos-zabija-dzieciaki-tom-1

Scenarzysta James Tynion i ilustrator Werther Dell’edera wzięli na warsztat mocno popularny ostatnimi czasy motyw – małe miasteczko, znikające dzieciaki, krwawe mordy, potwory i nieustraszonego ich pogromcę, a w tym przypadku nawet pogromczynię! Po lekturze tomu pierwszego ma się nieodparte wrażenie, że to wszystko już było, że jest wtórnie i schematycznie – niestety. Przed czytaniem przejrzałem sobie opinie i blurby z tylnej okładki i szczerze mówiąc nie rozumiem ich i nie zgadzam się z nimi. Komiks jest ok, fajnie narysowany, dynamiczny, postaci są wyraziste i konkretne, ale w życiu nie podsumowałbym go słowami: „Na wszystkich, którzy ośmielą się wkroczyć do tego świata, czekają mroczne zagadki i fascynujący bohaterowie. Pozycja, której nie wolno przegapić”. No moim zdaniem to duża przesada. Brakuje mi w historii jakiegokolwiek twistu, zaskoczenia, czegoś w tej historii, dzięki czemu powiem: „wow, no tego się nie spodziewałem” – wtedy blurbowe słowa byłyby prawdą. Chyba, że ten krótki opis traktuje o całości serii, a nie tylko o tomie pierwszym, może dalej jest dużo lepiej, może czytelnik będzie zaskakiwany?

Do małego miasteczka przybywa dziwna, młoda dziewczyna – Erica Slaughter – tak, można o niej powiedzieć że „nazwisko zobowiązuje”. Praktycznie od razu poznaje Jamesa, zagubionego i przerażonego chłopaka – jedynego ocalałego z niedawnej masakry. Razem starają się dociec co zagnieździło się w lasach okalających Archer’s Peak i rozwiązać zagadkę brutalnych morderstw. Jamesowi wydaje się jednak, że Erica wie zdecydowanie więcej niż mówi, a jej działania mimo że z pozoru dziwne i nieco szalone, okazują się doskonale przemyślaną i wielokrotnie testowaną strategią. Od początku właściwie wiadomo po co dziewczyna się pojawiła, jakie ma zadanie i że prawdopodobnie jej się powiedzie, bo jest wyrazista, charyzmatyczna i pewna siebie. Tryska z niej życiowe doświadczenie, wie jak rozmawiać z ludźmi, jak ich podejść i co komu i kiedy ofiarować aby uzyskać potrzebne informacje. Troszkę mi się to gryzie z jej wiekiem, który co prawda nie jest określony i może to celowy zabieg na przyszłość, ale jednak jest osobą młodą.

Co mnie również nieco zdziwiło już w samej historii miasteczka Archer’s Peak i jego mrocznej zagadki to fakt, że nikt się tym nie interesuje…przecież zaginięcia dzieci oraz późniejsze odnajdywanie ich zmasakrowanych i rozczłonkowanych ciał, to woda na młyn każdej telewizji i możliwość wybicia się dla reportera będącego na miejscu i relacjonującego na żywo poczynań policji oraz całej akcji. Tymczasem nic takiego się nie dzieje, w sumie ginie prawie dwadzieścioro dzieci a w mediach cisza. Być może to wpływ pewnej wpływowej grupy ludzi, którzy nie chcą aby kraj i świat dowiedział się o fakcie, że prawdziwe potwory istnieją, że małe dzieci widzą i wiedzą więcej niż nam się zdaje, a dorastając z czasem tracimy pewne umiejętności? Do tej tajemniczej organizacji zdaje się też należeć nasza główna bohaterka – aczkolwiek i tutaj nie byłbym taki pewny, bo mam wrażenie że coś jest tutaj na rzeczy mocno 😉

Moim zdaniem dobrze byłoby opowiedzieć też nieco o ofiarach i przeżyciach rodzin zaginionych i zamordowanych dzieciaków, bo to w końcu przynajmniej kilkadziesiąt osobistych tragedii każdej z tych osób, a nie pojawiają się one na kartach komiksu ani na chwilę. Żadnego poganiania organów ścigania, żadnych samosądów, żadnego bawienia się w detektywa na własną rękę (może oprócz jednej osoby). W ogóle mam wrażenie, że tom pierwszy „Coś zabija dzieciaki”, to dopiero wprowadzenie w historię i wszystko co się tu dzieje jest preludium przed akcją właściwą. Mam nadzieję, że pojawią się nowi charakterystyczni bohaterowie i jakiekolwiek solidne zagadki, trzymam kciuki.

Komiks wpisuje się idealnie w ogromnie popularny teraz kanon, nazwijmy go ogólnie „Stranger Things”. Historia ta mogłaby być spokojnie jedną z odnóg serialu, bo punktów stycznych jest mnóstwo. Trochę szkoda, że autorzy nie pokusili się o coś oryginalniejszego, bo czyta się i ogląda ich pracę przyjemnie, ale niestety tylko przyjemnie, ponieważ tak naprawdę średnio ogarnięta w popkulturze osoba bez problemu dopowie sobie jakieś nieścisłości i przewidzi co będzie dalej, jakimi torami historia będzie przebiegała i jak się skończy. Obym się mylił, i oby kolejne tomy „Dzieciaków” przyniosły nam więcej niespodzianek i zakrętów fabularnych, bo taki średniak za długo chyba nie pożyje w świadomości fanów komiksu.

Na plus na pewno zapiszę kreskę i dobór kolorów w poszczególnych scenach. Sam początek komiksu robi świetne wrażenie, bo zarys pewnej mrocznej historii którą opowiada główny bohater swoim kumplom, okraszony jest jedynie bladobłękitną poświatą z telewizora. Podobnie dobre wspomnienia mam po finałowej scenie, która przebiega naprzemiennie w półmroku i świetle chemicznym wydobywającym się z fluorescencyjnej pałki. Bardzo fajny zabieg, zdecydowanie buduje klimat. Generalnie samego klimatu w komiksie nie brakuje, pod tym względem jest naprawdę w porządku, ale jest to hmm, klimat przewidywalny i powiedziałbym „klasyczny” – takiego należało się spodziewać i taki otrzymaliśmy.

Ja dam jeszcze szansę serii „Coś zabija dzieciaki”, bo liczę na to że autorzy zakręcą nieco tę zbyt prostą historyjkę, ale jeśli spodziewacie się po tomie pierwszym fajerwerków i powiewu świeżości, to moim zdaniem niestety obu tych rzeczy zabrakło. Przez całą historię idziemy jak po sznurku, żałuję że nie pojawiła się choćby wzmianka o jakichś postaciach które w przyszłości mogłyby przejąć pierwszy plan i wprowadzić nieco wielowymiarowości. Póki co, jest to przyjemna lekturka na jedno niezbyt długie posiedzenie. A sądzę, że można z tego pomysłu i z talentu grafika wyciągnąć zdecydowanie więcej.