„Dziki Ląd”.

Świeżutka na naszym rynku oficyna – wydawnictwo LostInTime, na swój debiut wybrała przedstawienie polskiemu czytelnikowi świetnego komiksu ze stajni Vault Comics, mianowicie „These Savage Shores” – w spolszczeniu: „Dzikiego Lądu”. Projekt Rama Venkatesana  (scenariusz) i Sumita Kumara (grafika), łączy w sobie klasyczny horror i przygodę.

Mamy dwa miejsca w których toczy się historia, ale sądząc po możliwościach bohaterów i szerokiemu spektrum ich działań, wielce prawdopodobnym jest, że cały świat, prędzej czy później zostanie wplątany w intrygi i śmierć. Póki co, mamy dwie główne lokacje – Londyn oraz Indie. Ściśle związane ze sobą, nie tylko poprzez Kompanię Wschodnioindyjską, ogromne interesy i pieniądze, ale także poprzez głównych bohaterów, którzy „startując” z angielskiej stolicy, finalnie wszyscy pojawiają się w różnych częściach państwa Orientu.

Polskie wydanie „Dzikiego Lądu” podzielone jest na pięć rozdziałów – każdy z nich opowiada jakąś historię, wprowadza nowych bohaterów, uchyla rąbka tajemnicy i prowadzi czytelnika do finalnej konfrontacji i odpowiedzi. Akcja rozpoczyna się w 1766 roku kiedy to pewien wampir skutecznie ścigany przez łowcę, salwuje się ucieczką z Londynu do Kalikatu – aby działać tam jako łącznik pomiędzy Koroną a Indiami, a kończy w roku 1769, kiedy to Anglicy zostają zepchnięci aż za mury Madrasu i proponują traktat pokojowy oraz powrót do rozmów biznesowych. W międzyczasie poznajemy meandry ówczesnej polityki, relacje między wrogimi obozami, ale przede wszystkim historię Biszana i Kori, dwóch skrajnie różnych istot, ich relacje i miłość, której nie może przerwać nawet śmierć…

Fenomenalna historia o nieśmiertelności, jej przekleństwie i magii, miłości, zachłanności i znużeniu wiecznością. Znajdziemy tu całą gamę intryg, zarówno wśród ludzi, jak i potworów. Każda z przedstawionych w „Dzikim lądzie” postaci, ma swoje cele i plany, i nierzadko dąży do nich po trupach. Dosłownie. Relacje pomiędzy bohaterami są skomplikowane, często sięgające kilku pokoleń wstecz, ale pokazane w bardzo ciekawy sposób. Nie mamy tu bowiem do czynienia z tylko złymi i mrocznymi postaciami. Jest ich oczywiście sporo, ale poznamy także bohaterów rzuconych, mimo młodego wieku i zerowego życiowego doświadczenia, na głęboką wodę. Mamy relacje pomiędzy ludźmi i innymi istotami, których podstawą jest miłość i oddanie, mimo ogromu cierpienia i bólu, jakie przeżyły. Lektura wciąga jak znakomita powieść przygodowa, do tego dochodzi naprawdę potężna dawka grozy, i to w swej najbardziej tradycyjnej, wampirzej formie. Co warte odnotowania, postaci wampirów są tutaj pokazane NAPRAWDĘ klasycznie – nie ma żadnych udziwnień, super specjalistycznych broni czy zdolności – mamy tu nieśmiertelnych rodem ze Stokera, zarówno w wyglądzie, jak i zachowaniu. Ja to zapisuję na plus, lubię taką formę. Pojawiają się tu też jeszcze potężniejsze istoty niż klasyczni krwiopijcy, których życia sięgają samych początków czasu…

Dodatkowym smaczkiem dla czytelników, jest solidna dawka historii Orientu, nie wiem czy prawdziwa, bo niestety jest mi ona znana, ale na pewno porywająca i zachęcająca do zgłębienia jej dużo bardziej, niż zostało to ujęte na kartach komiksu.

Grafika w „Dzikim lądzie” fantastycznie prowadzi nas przez opowieść – rysunki w większej części są stonowane, kiedy rozmawiają nieśmiertelni – ociekają wręcz spokojem i doświadczeniem zdobywanym przez wieki. Kiedy natomiast do rozmów przystępują przyjaciele lub kochankowie, Sumit Kumar bezbłędnie dobiera kreskę, a Vittorio Astone kolory. Jednak zdecydowanie najwięcej dzieje się w warstwie wizualnej, podczas walk. A, że są to praktycznie za każdym razem pojedynki na śmierć i życie, pełne energii, szału i zwierzęcego szaleństwa, pokazane są genialnie dynamiczne i porywająco. Bardzo spodobało mi się używanie przez autorów pewnego rodzaju kolaży, to znaczy łączenia poszczególnych klatek w jedną scenę (zdjęcie z wypadającą z okna płonącą postacią). Nie spotkałem się chyba z tym wcześniej, a dodaje to przedstawianej scenie przedstawianej scenie potężnej dawki dynamizmu i strachu. Vittorio, mimo, że „tylko” kolorował, jest także niezmiernie ważną częścią ekipy twórczej, bo dzięki jego wyobraźni i barwom jakie wybrał pogłębia poszczególne wątki i historię jako całość. Kiedy akcja dzieje się w Londynie – czujemy zimno, mokniemy od nieustannej mżawki, jest mrocznie, szaro i mgliście. Natomiast kiedy przenosimy się do Indii, od razu uderza w nas gorąc, ogromna wilgotność powietrza i wszechobecny pył i piasek. Bardzo dobra robota, dodaje realizmu i pozwala łatwo wczuć się w miejsce akcji i odczucia postaci.

„Dziki Ląd” jest komiksem praktycznie kompletnym, na każdej płaszczyźnie. Historia jest zwarta, konkretna i prowadzona z należytą starannością i konsekwencją. Tam gdzie poznajemy bohaterów, ich relacje – czytamy spokojnie i uważnie, natomiast w scenach walk lub śmierci, nasze oczy nie wiedzą gdzie patrzeć i chłoniemy obraz z wypiekami na twarzach. I tu niewątpliwie swój ogromny udział ma kreska grafika – świetnie oddaje klimat XVIII – wiecznych realiów, a o kolorach, będących niewątpliwie ozdobą tego projektu, wspomniałem już wcześniej.

Wydawnictwo, mimo debiutu i z pewnością sporej niepewności, spowodowanej nie tylko pierwszą publikacją, ale także sytuacją jaką obecnie mamy w Polsce, nie szczędziło na jakości. Mamy doskonały papier, solidne szycie i zdecydowanie rzucającą się w oczy okładkę – czyli wszystko to, co jest potrzebne, żeby wejść na rynek razem z drzwiami i zrobić wokół siebie trochę szumu. Ja z chęcią poczytałbym i poznał więcej opowieści w tych klimatach, uważam, że romans grozy i przygody to jeden z najlepszych możliwych mariaży, nie tylko w komiksie, ale i innych dziedzinach sztuki – przede wszystkim w literaturze.

Jeśli mieliście tyle samozaparcia, żeby doczytać te moje wypociny i jakimś cudem Was zainteresowałem – wesprzyjcie wydawnictwo i kupcie komiks bezpośrednio u nich z 20% rabatem =è https://lostintime.pl/sklep/komiksy/dziki-lad/