Na tapetę idzie tym razem debiutancka powieść T.S. Tomsona, czyli właściwie Tomasza Sablika, pt.: „Próba Sił” – wydana nakładem „Wydawnictwa” Novae Res, o którym wspominam, bo będzie jednym z głównych bohaterów tej recenzji. Niestety.
Ale smutki zostawiam na koniec, póki co skupiając się na książce i autorze. Muszę przyznać, że jak na debiutancką, powieść Tomka, jest dojrzała i dobrze przemyślana. Wszystkie wątki ładnie się zazębiają i przeplatają, a historię czyta się szybko i jest zdecydowanie wciągająca.
Mocnym punktem „Próby sił”, są dialogi, które są częstym mankamentem początkujących pisarzy. Najczęściej wypadają sztucznie, sztywno, a często wręcz po jakimś czasie je pomijam w lekturze, bo zwyczajnie nie bardzo da się je czytać. Tutaj jest fajnie – wszystkie postaci są pokazane realistycznie, łatwo je sobie wyobrazić i co najważniejsze, utożsamić się z nimi, lub przelać na nie odpowiednie uczucia – ci, którzy mają straszyć, wzbudzają strach, śmieszki śmieszą, a odpowiedzialne głowy rodziny, powodują u czytelnika poważny wyraz twarzy i zadumę. Zdecydowany plus.
Moim zdaniem, książka jest bardzo „kingowa”. Wydaje mi się, że autor jest dużym fanem „mistrza grozy”, bo i w opisach postaci i samej historii, widać sposób pisania Stephena. Może się mylę, ale takie miałem skojarzenie podczas całej lektury. Oczywiście traktuję to in plus, bo mimo, że nie uważam Kinga za „mistrza grozy”, to niewątpliwie jest świetnym warsztatowo pisarzem, niesamowicie dojrzałym i piszącym bardzo realistycznie, z czego Tomek w swej powieści skrzętnie korzystał.
Co do treści i bohaterów książki. Mamy tu ładny przekrój społeczny, od ekskluzywnych prostytutek, poprzez koksów, aż do spokojnej i kochającej wszystkich babci, przykutej do wózka inwalidzkiego…ale po kolei – Samantha, dziewczyna do towarzystwa, która zmienia swoje życie o 180 stopni, po pewnym spotkaniu z nowym klientem, które zapamięta na całe życie, i które bardzo mocno na to życie wpłynie. Rob – młody chłopak, zafascynowany fantasy i Star Wars, który decyduje się pomóc Sam, mimo, że poznał ją kilka minut wcześniej…Tony – bezwzględny szef mafii, alfons i brutalny przestępca, który nie boi się nikogo i niczego, zawsze mając u boku swoich dwóch tępych ochroniarzy – Andersa i Lucasa, a którego odwaga kilka razy zostanie wystawiona na próbę…rodzinę Abramsów – Rose, Amy, Kate i Stephena oraz przyjaciela rodziny, wielkoluda Eddiego i kilka innych, dziwnych postaci…
To co mi się również bardzo podoba w „Próbie Sił”, to fakt, że każda część książki, ma swoich głównych bohaterów. Dzięki temu możemy wszystkich dobrze poznać, polubić lub niekoniecznie 😉
Poprzez taki zabieg, autor mógł pokazać nam ich problemy, stworzyć zamiast suchych opisów, pełnokrwiste postaci. Mnie to przekonuje, bo z jedną z nich dość mocno się związałem emocjonalnie, i miałem nadzieję, że dotrwa do końca przygód…
W pewnym momencie, losy bohaterów zaczynają się coraz mocniej przeplatać, poszczególne wątki splatają się, poziomy paranormalności i grozy nabierają intensywności, i tak zmierzamy do wielkiego finału, który usadza wszystkich w małym saloniku Rose Abrams w miejscowości Tensas, podczas ogromnej zamieci, która zaciera ślady, czas i odbiera radość oraz nadzieję…a jest to pora Bożego Narodzenia, zamiast cieszyć się i radować w gronie rodzinnym, naszym bohaterom przyjdzie stoczyć walkę na śmierć i życie, z nieznanymi, mrocznymi siłami, które powodują, że cały świat wokół zapada w dziwny sen, czy może raczej letarg. Nie palą się żadne światła, życie zamiera, tajemnicze postaci pojawiają się na ulicach, a na drzwiach prawie wszystkich domów w miasteczku, zaczynają się materializować dziwne, krwawe znaki…
Jak przystało na książkę reklamowaną jako horror – mamy tutaj zarówno duchy, jak i niezbadane mroczne siły, dziwne zakapturzone postaci, oraz pewnego niezwykle kurtuazyjnego i dobrze wychowanego, wysokiego mężczyznę w czarnym płaszczu…są prorocze sny, wilki na usługach Złego…cała masa niepokojących i przerażających sytuacji i zdarzeń. Aczkolwiek bardzo dobrze serwowanych czytelnikowi, nienachalnych i nieprzesadzonych. Książka jest bardzo wyważona i utrzymuje odpowiedni poziom napięcia i niepokoju przez cały czas.
Nie chcę zdradzać wiele więcej, bo powieść Tomsona zasługuje na przeczytanie i mimo zastrzeżeń co do redakcji i korekty, o których zaraz napisze więcej, uważam, że „Próba Sił”, to obok „Potępionej” Bartka Fitasa, najlepszy debiut w kategorii literatury grozy ostatnich kilku lat. Szczerze.
————————————————————————————————————————————
A teraz to, czego nie chciałbym pisać, ale muszę. Z szacunku dla autora i dla innych czytelników, którzy być może to przeczytają i sięgną po „Próbę sił”.
Wydawnictwo „Novae Res” TO JEST DRAMAT – niepojętym dla mnie jest, jak można wydrukować i wypuścić do szerokiej dystrybucji (księgarnie internetowe, ale także EMPIK), książkę, która nie przeszła ani korekty ani redakcji. Jak dla mnie, przykład skrajnej ignorancji i dziadostwa. Jakim prawem, na okładce jest cena 38 zł, skoro nie zostało przy pliku nadesłanym przez autora, praktycznie nic zrobione??! Inne wydawnictwa, inni autorzy, pracują nad tekstem MIESIĄCAMI, obrabiają go, poprawiają, jest kilka korekt, generalnie masa pracy, wykonana przez kilka osób – cena podobna.
Skandal – to słowo chyba najlepiej opisuje praktyki uprawiane przez to pseudo wydawnictwo, i mocno zastanawiam się nad tym, czy nie pójść z tym gdzieś dalej, bo to jest właściwie okradanie czytelnika, który wykładając pewną kwotę, oczekuje tekstu pod każdym względem bliskiego ideałowi. Nie chodzi tylko o kwestię gramatyki, ale także stylistykę, sens treści, obróbkę pod kątem powtórzeń, których tutaj jest dużo – generalnie sprowadza się to do tego, że w pewnym momencie złapiecie się na tym, że szukacie kolejnych błędów, a tracicie klimat i historia schodzi na dalszy plan. Kompletny bezsens, jestem wkurzony.
Już nawet nie chodzi o mój odbiór, bo ja po pewnym czasie przestałem celowo zwracać uwagę na mnogość błędów, a zająłem się warstwą fabularną i przeżywaniem całej opowieści. Ale przede wszystkim szkoda mi autora, bo ma naprawdę duży potencjał, widać, że starał się jak mógł, żeby powieść była dobra, przemyślana i przede wszystkim wciągająca – i to mu się zdecydowanie udało. Szkoda mi tego, że dobre pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz, i o ile ja znam realia polskiego rynku wydawniczego, jego możliwości i problemy (tak z grubsza przynajmniej), to nie każdy jest mną i nie każdego musi to interesować. Inna osoba, może do tematu podejść na zasadzie: „co? Jak to jest napisane?? Tu błąd, tam błąd, nie czytam. 1/10”. I to jest właśnie najgorsze, bo o ile niska ocena za książkę, która jest należycie dopracowana, ale po prostu słaba, jest fair, o tyle w tym przypadku, ta niska ocena, może wyniknąć nie z jakości samej książki, ale z niedopełnienia podstawowych obowiązków przez wydawcę.
Może to wpłynąć na dalszą karierę autora, który jeśli nie będzie miał w sobie odpowiednich pokładów samozaparcia i pasji do pisania – odpuści. A wtedy stracą wszyscy…oprócz oczywiście Novae Res, które za nic weźmie srogą kasę i będzie żerowało na młodych pisarzach, podekscytowanych wydaniem pierwszej książki, którzy nie do końca patrzą na to wszystko tak, jak powinni.
Uważam, że debiut Tomka byłby PETARDĄ, gdyby za jego obróbkę odpowiadały osoby odpowiedzialne i należycie wykształcone w kierunku tego, za co się biorą. To autentycznie smuci i boli. Nawet mnie, zwykłego czytelnika – a co ma powiedzieć autor?
Coś tu jest mocno nie tak!
Mimo wszystko, jeśli tu dobrnęliście – przeczytajcie „Próbę Sił” T.S. Tomsona – to świetna historia, ze sporą dawką grozy i kilkoma naprawdę gaimanowskimi scenami – a to zawsze jest plus! 😉
Mam informację potwierdzoną przez autora, że kolejny nakład jest już poprawiony i należycie przygotowany dla czytelników!