Recenzja na Facebooku <== KLIK

Bloodborne – Śmierć Snu.

 Jak tylko zobaczyłem, że na rynku pojawił się komiks o mojej ukochanej grze, wiedziałem, że nie spocznę póki nie dostanę go w łapki i nie przeczytam od deski do deski. Potem spojrzałem na cenę i kubeł zimnej wody (jak zwykle) spadł na moją głowę…

Dzięki zaufaniu, którym obdarzył mnie i moich „Fanów Grozy”, EGMONT, który jest wydawcą „Bloodborne: Śmierć Snu” – mam komiks, przeczytałem go, zachwycając się przepięknymi rysunkami Piotra Kowalskiego, który dał się poznać fanom jako twórca m.in. tetralogii „Gail”, którą zarówno rysował, jak i był scenarzystą, jednego komiksu w świecie Hulka i Wiedźmina, oraz wypłynął na prawdziwie szerokie wody, kiedy wydawnictwo Le Lombard, powierzyło mu rysowanie sensacyjnej serii „La Branche Lincoln”.

Jeśli do niezwykle wyrazistej, klimatycznej kreski Piotra, dodamy scenariusz, za który odpowiadał Ales Kot (Suicide Squad, Czas nienawiści) oraz fenomenalną pracę kolorysty Brada Simpsona (Deadpool, Spider-Man, 30 dni nocy), otrzymujemy mieszankę wybuchową najwyższej jakości i grozy.

Jak wszyscy zapewne wiecie, gra Bloodborne, uznawana jest powszechnie za jeden z najciekawszych, najmroczniejszych i najtrudniejszych tytułów ze wszystkich, które pojawiły się w ostatnich latach na rynku gier komputerowych. Moim zdaniem, seria wydawana przez EGMONT, której pierwszy tom właśnie omawiam, ma ogromną szansę na taki sam sukces w branży komiksowej. I piszę to zupełnie szczerze, ponieważ jakość tego wydania, papier, kolory – wręcz powalają. Publikacja jest dopracowana w najdrobniejszym szczególe, zarówno literacko, jak i graficznie. Nawet nie wyobrażam sobie ogromu pracy autorów, aby tak wiernie oddać klimat gry, wygląd bohaterów, potworów i całego mrocznego Yharnam oraz innych lokacji. Wielki szacunek.

A jak już jesteśmy przy treści komiksu i całej historii Łowcy…niesamowicie się to czytało. Wrażenia z gry nie odstępują nas na krok, no może brakuje ścieżki dźwiękowej i muzyki, ale można poratować się OST-em na YT. Od pierwszej strony, twórcy komiksu co chwilę puszczają oko i uśmiechają się subtelnie do tego czytelnika, który zetknął się wcześniej z grą, przeszedł ją, lub jest w trakcie pokonywania kolejnych arcytrudnych lokacji i potworów (to ja). Poczynając od samego miasta Yharnam, wyludnionego, mrocznego, brudnego i przepełnionego plugastwem, wyzierającym z każdego zaułka i czającym się w cieniach wiecznej nocy, aż do bohatera, który uzbrojony po zęby, buszuje po ulicach i co chwilę zmuszany jest do walki na śmierć i życie z coraz to potworniejszym złem. Tutaj wspomnę kilka słów o dynamice rysunków, które fantastycznie oddają wrażenia walki znanej nam z gry. Już na samym początku czytania „Śmierci Snu” pojawia się także plansza, która wywołuje nerwowy tik i podnosi ciśnienie tym, którzy wcześniej widzieli ją na ekranie…”YOU DIED”.

Komiks został podzielony na dwie wyraźnie różniące się od siebie części.

W pierwszej, zdecydowanie bardziej dynamicznej, pełnej brutalnych walk, pożogi i śmierci, spotykamy charakterystyczne dla gry lokacje; oprócz wspomnianego już Yharnam, mamy także Sen Tropiciela, w którym bohater „budzi się”, po każdej przegranej konfrontacji ze złem i zaczyna swą walkę od nowa, poprzez Zakazany Las, Wielki Most czy Rewir Katedralny. W tej części poznajemy zupełnie odrębną od tej z gry historię Łowcy, który wciela się w obrońcę pewnej małej, niedoskonałej istoty, i postanawia chronić ją i jej wyjątkowość za wszelką cenę. Mnie osobiście mocno się to kojarzy z „Wiedźminem” i wątkiem Geralta i Ciri, ale to może dlatego, że dzisiaj każdemu fanowi popkultury „Wiedźmin” w głowie (20.12.2019, premiera Netflixowego „Witchera”). Mamy tu równie dużo walki, co podróży i ciekawych dyskusji pomiędzy dwójką głównych bohaterów, która wspiera się zarówno fizycznie, jak i mentalnie. Ich tropem natomiast podąża coś przerażającego…

Druga część „Bloodborne: Śmierć Snu”, to zupełnie inna historia i inni bohaterowie. Jedynie tło nam się nie zmienia, bo praktycznie cała akcja dzieje się w Yharnam. Tu również mamy dwóch protagonistów – Badacza oraz Klechę, członka niesławnego Kościoła Uzdrowienia. Druga część komiksu, wprowadza nieco spokoju od walki i wypruwania flaków demonom, na rzecz większej dawki religii, intryg, nauki oraz przede wszystkim rozmów. Alfredius i Clement próbują zjednoczyć się w walce z niewidzialnym wrogiem, jakim jest spopielona krew, choroba tocząca i dziesiątkująca w zastraszającym tempie mieszkańców miasta. Nauka i religia łączą więc siły, a co z tego wyniknie, tego dowiecie się już z kart komiksu…

Podoba mi się, że nie całe 200 stron z okładem, to krwawa jatka, demony i „YOU DIED” 😉 a, że scenarzysta poszedł w stronę wręcz uspokojenia klimatu i tym samym odcięcia się nieco od gry, w której na przemyślenia i rozważania nie było czasu…myślę, że to świetny zabieg, aby komiks zwyczajnie się nie znudził, co byłoby, mając w perspektywie kolejne tomy w uniwersum Bloodborne’a, strzałem w oba kolana naraz.

Reasumując, dla fanów gry, „Bloodborne: Śmierć Snu”, to absolutny must have i must read, ale polecę go właściwie wszystkim fanom graficznych opowieści grozy – to po prostu kawał świetnej historii, podany w przepięknej graficznej oprawie. Na samym końcu komiksu, mamy sporo materiałów bonusowych, takich jak galerię okładek, kilka słów o procesie twórczym czy zarysy postaci. Ciekawe i ładnie zamykające przygodę z pierwszą częścią serii.

 

Komiks można kupić bezpośrednio u wydawcy, na: https://egmont.pl/Bloodborne.-Tom-1.-Smierc-snu,21443594,p.html