Marcin Rusnak – profil autorski – Diabły z Saints.

Najpierw urzekła mnie okładka – jest przepięknie klimatyczna, a że czytelnicy najpierw oceniają książkę po okładce (chociaż każdy mówi, że nie), to nowe dziecko Marcina Rusnaka, już miała plusik.

Zaczynając czytanie, sądziłem, że zabieram się za kolejny horror, no bo skoro „Diabły”, łowcy potworów, moce nadprzyrodzone…nic bardziej mylnego. Ciężko mi tak na dobrą sprawę przypisać ten tytuł do jakiegoś konkretnego gatunku. Owszem, książka ma elementy horroru jak najbardziej, ale jest też sporo rasowego fantasy, i co mnie pozytywnie zdziwiło – zauważyłem dużo odniesień do innych książek, a nawet filmów. Znalazłem tu nawiązania do literatury Astrid Lindgren i mojej ukochanej książki dzieciństwa, znalazłem bardzo dużo nawiązań do…Harry’ego Pottera, czy baśni braci Grimm, ale także widzę fascynację autora filmami Quentina Tarantino, np. „Django”… 😉 i piszę to zupełnie poważnie, takie mam odczucia. Nie będę się jednak zagłębiał w szczegóły, bo w żadnej mierze, nie chciałbym odbierać przyjemności osobom, które przeczytają recenzje, a będą nadal przed lekturą książki.

Wspomnieć muszę o tym, że nie jest to zamknięta historia, autor z całą pewnością dopisze sporo ciągu dalszego, ponieważ zakończenie jest otwarte. Ja na pewno czekam i chętnie przeczytam kontynuację.

Muszę wspomnieć też o czasowym umiejscowieniu historii braci Cobsonów i ich przygód. Marcin stworzył swój własny świat, ale opisał go tak, że kilkukrotnie łapałem się na tym, że wizualizuję go sobie jako typowy świat fantasy – czyli średniowiecze, miecze, konie, lasy i miasta rodem z Władcy Pierścieni. Otóż nie – jest to świat niejako przyszłości, ale nie przyszłości typowej dla Blade Runnera, po dużym skoku cywilizacyjno-komputerowym, a raczej właśnie wieków średnich. Mówi się w treści o upadku Republiki i wielkiej wojnie, po której to właśnie ludzkość jakby się cofnęła nieco w postępie i wróciła do naszego wieku XIX. Ciężko jest mi to opisać, bo z jednej strony są spalone automobile, są pociągi, jest naprawianie maszyn do pisania i różnych sprzętów – ale ludzie jeżdżą konno, strzelają z rewolwerów i jadają w karczmach. Taki trochę miszmasz przyszłości z przeszłością. Bardzo ciekawy i mylący zabieg. Mam nadzieję, że mnie zrozumieliście… 😊

Ale skoro jesteśmy na Fanach Grozy, to skupmy się na elementach horroru. Na pewno z lektury zadowoleni będą ci, dla których mitologia słowiańska nie jest obca i bez znaczenia. W książce mamy całe mnóstwo różnych mitologicznych stworzeń, niektóre zostały jedynie wspomniane w treści, ale jest całkiem spora grupka takich, które obsadzone zostały w mocnych, drugoplanowych rolach. Oprócz naszych tytułowych „Diabłów”, czy raczej odpowiedniejszym określeniem byłoby raczej „Diabełków”, przynajmniej na początku lektury, bo pod koniec faktycznie poważniejsza forma staje się tą obowiązującą według mnie, mamy też innego Diabła, który wydaje mi się, odegra z czasem niebagatelną rolę, mamy południce, mamy wampiry – choć w dość niekonwencjonalnej formie. Zatrzymam się tu na chwilę, bo muszę pochwalić autora właśnie za wampiry – bardzo ciekawe rozwiązanie fabularne, ja osobiście byłem zaskoczony, duży plus. Ale nawet tutaj, przy postaciach krwiopijców, widzę nawiązanie do literatury J.K. Rowling (albo już mam jakąś fobię na punkcie HP).

Opowiem może nieco o treści i przede wszystkim o bohaterach książki, dwóch braciach bliźniakach – Zacku i Alanie Cobsonach, którzy mieszkają w małej rybackiej, tytułowej wiosce Saints. gdzie czas upływa im na prostych obowiązkach i zabawach z rówieśnikami.

Idylla nie trwa jednak wiecznie. Osada pada ofiarą napaści, z której tylko oni dwaj wychodzą cało. Pozostawieni samym sobie, są zmuszeni do walki o przetrwanie. Niełatwą sytuację komplikują rodzące się pytania.

Czym są osobliwe moce, które budzą się w chłopcach? Czy atak na wioskę naprawdę był dziełem przypadku? Jaką mroczną tajemnicę skrywali rodzice Alana i Zacka? Co łączyło ich z legendarnym łowcą potworów?

Alan i Zack ruszają w poszukiwaniu odpowiedzi przez świat opanowany przez potwory w ludzkiej skórze i nieskrywające swojej natury bestie (treść blurba).

Dorastanie braci Cobsonów i ich przygody, to właśnie głównie walka z tym pierwszym rodzajem potworów – ludźmi. Autor rzuca przed bohaterów naprawdę skrajnie paskudne i wynaturzone istoty ludzkie, które żerują na krzywdzie bliźniego, i nie wahają się przed niczym, żeby osiągnąć swoje cele. Śmierć jest powszechna i nie robi na nikim większego wrażenia.

A propos nawiązań do innych dzieł literackich czy filmowych, teraz przyszło mi do głowy jeszcze jedno – Sherlock Holmes i dr Watson – zgodzicie się? 😊

Podoba mi się bardzo, pewna przemiana w jednym z braci, po zdarzeniu do jakiego dochodzi podczas zabawy w okolicach Saints, a które to zdarzenie ma ogromny wpływ na całe ich życie, i które kryje w sobie także drugie, mroczne, wężowate dno…

Przemiana ta, zarówno wizualna jak i mentalna, uratuje skórę Zackowi i Alanowi, więcej niż jeden raz, ma też znaczenie w kontekście możliwości rozwoju chłopców, i wypełnienia ich przeznaczenia, którego się domyślam, a o którym autor pisze nieco na samym końcu książki, wprowadzając nam nowego, ciekawego bohatera.

Na koniec wspomnę o redakcji książki, bo nieczęsto się zdarza ostatnio, że praktycznie nie wyłapałem żadnego błędu, ani logicznego, ani gramatycznego czy stylistycznego. Nie jestem jakimś mega ekspertem, ale w mojej ocenie, książka została bardzo dobrze opracowana pod tym względem. Co wcale nie jest takie oczywiste i popularne…

Generalnie bawiłem się naprawdę dobrze, książkę czyta się bardzo szybko, nie ma żadnych dłużyzn, ale nie jest to także żadna pogoń za akcją, wszystko jest wyważone i dobrze podane.
Nie przestraszycie się, ale jeśli macie chęć na dobra, ciekawą historię z nutką grozy – nie powinniście się zawieść.