„Słowiański Horror” – Horror Masakra!

Jeśli ktoś do tej pory nie zetknął się z naszą rodzimą mitologią słowiańską, to niniejszy zbiór opowiadań, wydany przez „Horror Masakrę”, będzie świetnym wstępem i z pewnością zachęci do zakupu innych książek, których tematyka oscyluje wokół tego dość szerokiego tematu. Polecam zwłaszcza „trylogię słowiańską” – „Krew zapomnianych bogów”, „Słowiańskie koszmary” i „Licho nie śpi” – to jest taka mega paka mitologicznej słowiańszczyzny, że chyba absolutnie każdy znajdzie coś dla siebie.

Nie będę opisywał każdego opowiadania oddzielnie, bo szkoda spamować, ale o kilku wspomnę, ze względu na pewne aspekty zbioru, które mi się podobają lub nie.

Widać, że poszczególni autorzy włożyli sporo pracy w swoje dzieła, podoba mi się zwłaszcza klimat i język w „Pożogu” Artura Grzelaka – bardzo plastyczne opisy, czuć „pradawne czasy”. Czytając, miałem przed oczami te nieprzebyte, ciemne i mroczne bory, unoszący się nad polami strach i swego rodzaju „zacofanie” ludzi. Świetna sprawa!

Jak widać doskonale, nie musimy się oglądać na poczet potworów z innych części świata, nie musimy zachwycać się przedziwnymi stworzeniami z USA, Japonii, Grecji czy Niemiec, bo sami mamy pokaźną ekipę konkretnych demonów, bożków i odmieńców – warto się z nią zapoznać, bo to element folkloru naszego regionu, to na Słowiańszczyźnie wierzono, a być może nadal wierzy się w przeróżne stworzenia, niektóre dobre i pomocne, ale większość wręcz odwrotnie – mroczne, przerażające i brutalne.

Ja osobiście traktuję ten zbiór, jako pakę trailerów, bo wszystkie dobre teksty, według mnie, można rozwinąć do powieści. Autorzy pięknie operują słowiańskimi wierzeniami, podoba mi się język, otoczka i klimat opowiadań. To nie jest tak, że: „dobra, ma być o słowiańskich demonach, to damy Swaroga, pozabija i będzie git”. Ale jest też minus takiego zbioru niestety. W moim odczuciu, jest kilka opowiadań, które są „klepane” w pośpiechu – to znaczy akcja pędzi, jakby autor musiał zmieścić się w ściśle określonej liczbie znaków. Najlepszym chyba przykładem, jest „Żywy Ogień” – doskonale prowadzona historia, początek mnie dosłownie porwał. Ale mam wrażenie, że autor wraz z pisaniem – przyspieszał…końcówka gna, całość kończy się przewidywalnie i za szybko. Nie wiem czy to kwestia ograniczonej ilości znaków w zbiorze, czy Marek Kwietniewski „wystrzelał się” zbyt szybko  tak czy siak, widzę tu potencjał na dłuższy tekst, rozbudowany, kilkutorowy.

Podobna sytuacja, miała miejsce w opowiadaniu Adama Loraja „Siostry losu” – genialny pomysł na historię, pierwszy raz usłyszałem o bogu Rodzie, fajnie napisane, ale strasznie żałuję finałowej sceny „starcia” między siłami dobra i zła – zdecydowanie okrojony opis, wszystko dzieje się za szybko, nie da się nasycić w pełni całą akcją i przeżywanymi przez bohatera emocjami, które tłumił i które żyły w nim, przez siedem długich lat…

Brakuje mi też trochę samych opisów bogów i wszelkiej maści stworzeń, które są przecież kręgosłupami każdej historii. Mimo, że z grubsza wiem jak byli sobie przez ludzi wyobrażani, to jednak dobry opis zdecydowanie robi robotę, natomiast w kilku opowiadaniach, np. „Wąpierzu” Maćka Szymczaka, mimo, że opis był, i to bardzo dobry, to chciałoby się więcej…i więcej…!

Zdecydowanie wolałbym, żeby zbiór był dwa razy grubszy, droższy, i żeby autorzy poszczególnych opowiadań mieli pełną swobodę w pisaniu, opisywaniu i dopieszczaniu swoich opowieści. Teraz wydaje mi się, że i zbiór i autorzy tracą na takiej formie. Warto byłoby rozważyć cztery lub pięć większych nowelek, zamiast dziesięciu czy dwunastu krótszych. Szkoda. Mitologia słowiańska, opisy ziem polskich sprzed tysiąca lat, wierzenia, trudy życia, ale też jego swoiste piękno, nietknięta przyroda, cisza, krystalicznie czyste powietrze…to jest coś co mnie rusza, za czym tęsknię. Obecne, „brudne” czasy, pogoń za pieniądzem, za pędzącym światem, wszechobecne nerwy, syf i stres – ja chętnie oddałbym samochód, komputer i wszystkie pieniądze, za spokojne miejsce, gdzieś daleko od aglomeracji, wśród łanów zbóż, szumu wody w potoku, nocnego nieba pełnego gwiazd…zbiory takie jak „Słowiański horror” dają nam namiastkę tamtych czasów, nasza wyobraźnia podsuwa przynajmniej mnie, takie obrazy, które mi się podobają, które dają jakieś ukojenie.