Tomasz Krzywik – Zacisze

Paweł Lisowski, prawie 30-letni nauczyciel, który musiał opuścić rodzinne Zacisze, małe miasteczko na Mazurach, i wyruszyć na dziwną i tajemniczą wojnę domową, po wielu latach, wraca w rodzinne strony, do ojca, który okazuje się być zupełnie innym człowiekiem, a sama miejscowość, wydaje się być wyrwana z jakiegoś mglistego, mrocznego horroru, zupełnie cicha, opustoszała…chociaż, może jednak nie tak do końca…

Mam pewien dziwny dysonans po lekturze powieści Tomka Krzywika, dodam, że debiutanckiej powieści – pięknie wydanej przez Phantom Books.

Czytając ją, mniej więcej do połowy, byłem przerażony…i niestety nie literacko…redakcja i korekta książki, woła o pomstę do nieba, niestety niesamowicie psując, przynajmniej mnie, radość z czytania i cały klimat 

Przez kilka dość dużych błędów logicznych, które nie zostały wyłapane na późniejszym etapie redakcji, złapałem się w pewnym momencie na tym, że nie śledzę fabuły, a szukam kolejnych…i klimat szlag trafił…na szczęście tylko na chwilę! 😊

Powieść jest jakby „dwufazowa” – pierwsza połowa, to dla mnie powieść wręcz młodzieżowa, z wyraźnie podkreślanym mrocznym, onirycznym, mglistym klimatem, ale dialogami jak z „Trudnych Spraw…” czy innego „Riverdale”… i to jest chyba największy zarzut i minus „Zacisza” – dialogi właśnie. Według mnie, są płytkie, proste, czasami wręcz śmieszne i nienaturalne (rozmowa o herbacie i włosach)… ale zrzucam to na karb młodego wieku Autora, jego pierwszej powieści dopiero, i ciągłej nauki – na pewno z czasem będę przecierał czoło ręcznikiem, analizując głębię dialogów protagonistów kolejnych książek 😉

Natomiast druga część powieści, kiedy sprawy zaczynają się powoli wyjaśniać, kiedy nasz bohater odkrywa kolejne karty tajemniczości i mroku, które otaczają miejscowość w której się wychował – Zacisze – noo, to już jest petarda. Akcja się nie ślimaczy, pojawiają się mocne zalążki solidnego weird fiction, ciekawe i mroczne pomysły na sytuacje, które przytrafiają się protagoniście – Pawłowi, oraz otoczeniu, w którym się znalazł.

Sam finał jest wręcz świetny literacko i fabularnie, bardzo dobrze napisany, czyta się go z zapartym tchem, a wszystkie wątki i tajemnice, szybko łączą się i dają nam odpowiedzi. Mroczne, smutne odpowiedzi.

I powiem szczerze, że jak skończyłem czytać „Zacisze”, odetchnąłem z ulgą i uśmiechnąłem się – bo do połowy książki, obawiałem się, że to będzie totalnie młodzieżowa opowiastka, z banalnymi bohaterami, drętwymi dialogami i błędami – finał jednak, i kilka poprzedzających go scen, wynagradzają zdecydowanie, wszelkie wcześniejsze niedociągnięcia, zarówno Autora, jak i niestety Wydawnictwa, a właściwie osoby odpowiedzialnej za korektę i redakcję…

„Zacisze”, mimo, że to jedynie 160 stron lektury, daje nam fajny obraz onirycznej, opustoszałej, mrocznej i mglistej mieściny, położonej na Mazurach, gdzie nie dojeżdżają już pociągi, skąd pouciekali ludzie, a mgła właśnie, stanowi pewną barierę, eteryczne przejście, między światem realnym, a tym z najczarniejszych koszmarów i wspomnień…no i jest jeszcze ta dziwna, czarna, rozrastająca się i pochłaniająca gwiazdy rzecz na niebie…ale czym jest, i jaki ma wpływ na akcję i bohaterów, o tym musicie przekonać się sami! 😊

Finalnie napiszę tak – podobało mi się, biorąc pod uwagę wiek Autora, że pisał „naturalnie” dla tegoż wieku, nie próbował na siłę wcielić się w pisarza z kilkudziesięcioletnim stażem, z przemyśleniami i doświadczeniami dorosłego człowieka. Dzięki temu, mimo jakichś niedociągnięć fabularnych czy logicznych, wyszło to naturalnie i na swój sposób ciekawie.

Polecam „Zacisze”, bo jego historia jest ciekawa, bardzo smutna, wręcz depresyjna, można powiedzieć, że dokładnie pokazuje, co jakaś tragedia może zrobić z człowiekiem i jego psychiką. Oczywiście, jest też otoczka, a właściwie „mur” niesamowitości i dziwactw, ale to tylko przydaje powieści uroku, a czytelnikowi niepokoju i gęsiej skórki…